Do organizacji państwowej noszącej nazwę Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, która ani polska, ani zjednoczona, ani robotnicza z pewnością nie była, należało w szczytowym okresie jej popularności około 3 milionów obywateli PRL. W tej masie, z racji samej statystyki chociażby, musieli znaleźć się jacyś przyzwoici ludzie, boć tacy przecież i w całym społeczeństwie się czasem zdarzają. Zdaje mi się, że kilku takich należących do nieboszczki PZPR przyzwoitych ludzi znałem. Piszę "zdaje mi się" bo nikt o pełnych kwalifikacjach do wystawiania świadectw przyzwoitości za nich nie zaświadczył. Oznacza to, że żaden legendarny działacz Solidarności, żaden bohaterski kierowca, co to zmylił i oszukał, o takich co wygrywali notorycznie w totolotka i wprost z motorówki przez płot przeskakiwali nie wspominając, nie zaręczył, że pamiętane przeze mnie osoby były ludźmi przyzwoitymi.
Z drugiej strony znam parę osób, które do nieboszczki PZPR nigdy nie należały a odznaczały się wyjątkową pewnością siebie, przywodzącą na myśl nawet poczucie bezkarności, robiły nadzwyczajne kariery i lokowały się w rozmaitych ważnych instytucjach nie mając widocznych ku temu kwalifikacji ani predyspozycji, zostawały uczonymi (użycie tego uroczego rusycyzmu w miejsce słowa "naukowiec" nie jest przypadkowe) nie potrafiąc przeczytać żadnego naukowego tekstu w żadnym obcym języku (zwykłego zresztą też nie). Niektórym nieomylny instynkt kazał kończyć kursa dla członków rad nadzorczych spółek skarbu państwa nim pierwsza taka spółka powstała. Można by rzec: farciarze.
Pomimo zadziwiających okoliczności karier i awansów postaci takie nie budzą podejrzeń ni kontrowersji, bo wszystko w ich losach jest organiczne i naturalne, jak w przypadku tego cinkciarza, którego żona niespodziewanie odziedziczyła wielki spadek, on go umiejętnie zainwestował i zrobił prawdziwy biznes. Instynkt i odrobina szczęścia nie są przecież zjawiskami niespotykanymi, ich łączne wystąpienie jest więc rzeczą najzupełniej naturalną. Spadek zbiega się z talentem, naukowa pasja z wolnym etatem na uniwersytecie, ukończenie kursu z zapotrzebowaniem na kompetentnego członka rady nadzorczej - jak to w życiu: wszystko naturalnie i organicznie, kwestia szczęścia i instynktu.
Opisani wyżej farciarze (będę się tej nazwy trzymał zarówno ze względu na jakieś takie swojsko-knajackie brzmienie, jak i na pełną plugawej woni konotację związaną z mową Angielczyków) z dumą obnoszą swą "bezpartyjność" względem partii-nieboszczki i z faktu, iż nigdy do niej nie należeli wywodzą nie tylko tezę o swej biernej dzielności moralnej, lecz również prawo do czynnej postawy etycznej: do podnoszenia klangoru, wskazywania i dźgania palcem, nazywania i napominania tudzież czynienia innych podobnych aktów charakterystycznych dla środowisk kapłańskich, co to, jak wiadomo ze względu na swą nadzwyczajność, świętość oraz znajomość pisma, predestynowane są do zawstydzania grzeszników.
Farciarze zatem czynią zarzuty byłym członkom byłej PZPR z przynależności do grona płatnych zdrajców - pachołków Rosji. Czynią zarzut ludziom nie ukrywającym swoich związków z nieboszczką z takim zapałem, z jakim obrzydzeniem wzdragali się od czynienia zarzutów wszystkim OZI, TW i wszelkim innym powiązanym z ubecją postaciom. (O współpracownikach wojskówki nie warto w ogóle wspominać - współdziałanie z ekspozyturą GRU w generalnie uznane zostało za jakiś rodzaj aktu patriotycznego, nie budzącego w odróżnieniu od współpracy z bezpiecznikami żadnych wątpliwości moralnych.)
I oto rodzi się i wątpliwość, i pewien taki dysonans poznawczy. Otóż na jakiejż to zasadzie prokuratora Stanisława Piotrowicza oprymują ci sami farciarze, co to im lustrowanie kogokolwiek, świeckiego czy duchownego, "działacza" społecznego czy zwykłego cwaniaka, było obrzydliwością? A na jakiejż to zasadzie zaangażowany społecznie prokurator Piotrowicz jest zły, a prokurator, która konfidentką został z rekomendacji tatusia-konfidenta i pilnuje w swej pracy interesu służby bardziej niż społecznego dobra? Dlatego że ta farciara nigdy nie była partyjna?
Czy jawna przynależność do PZPR wielu przyzwoitych ludzi to ich wielka przewina? A jak potraktować tajną przynależność do organizacji, niewątpliwie przestępczej, trwale zakłócającej życie społeczne i dokonującej grabieży dóbr i zasobów na wielką skalę? Jak traktować klangor bezpartyjnych na polecenie służbowe, że Stanisław Piotrowicz członkiem partii był?
Inne tematy w dziale Polityka