Tiwaz Tiwaz
108
BLOG

Pokojowe współistnienie 2.0

Tiwaz Tiwaz Polityka Obserwuj notkę 6
Terytorialne aspiracje Donalda Trumpa w kontekście nieuniknionego podziału dotychczasowego ukraińskiego tworu państwowego i włączenia jego wschodniej części do Federacji Rosyjskiej przywodzi skojarzenia z niesławnym pokojowym współistnieniem, którego pryncypium określiły zabory Tybetu i Darjeelingu.

Na wstępie warto chyba uczynić pewną uwagę metodologiczną, polegającą na stwierdzeniu, iż niedopuszczalne jest mylenie zimnej wojny z pokojowym współistnieniem, co ma niestety miejsce na łamach wielu popularnych publikacji. O ile zimna wojna jest raczej doktryną, to pokojowe współistnienie jest praktyką stosunków międzynarodowych, z której to praktyki zimnowojenna doktryna wynika. Inspiracją dla powstania chruszczowowskiej doktryny zimnej wojny były wydarzenia rozgrywające się na styku wpływów chińskich i indyjskich, na obszarze Tybetu i Darjeelingu z Sikkim (formalnie anektowanym dopiero w roku 1975). Chiny i Indie mniej-więcej od roku 1947 rozszerzały swoje wpływy odpowiednio w Tybecie i Darjeelingu, co ostatecznie doprowadziło do brutalnych aneksji roku 1959. Hindusi uczynili z etnicznych, tybetańskich mieszkańców Darjeelingu (głównie Gurkhów) ludzi - bo nie-obywateli - gorszej kategorii, naród Han zepchnął Tybetańczyków do roli helotów we własnym kraju. I tak wytworzyła się zasada wzajemności, będąca fundamentem pokojowego współistnienia, które można określić jako praktykę realizowania imperialistycznych aspiracji mocarstw z pogwałceniem interesów mniejszych narodów, bez stawiania sobie wzajemnie przeszkód w takich działaniach (poza, oczywiście, medialnym pohukiwaniem). Jak to kiedyś zaśpiewał Roger Waters (nie żebym go uważał za szczególnie rozgarniętego, ale po prostu mu wyszło) Brezhnev took Afghanistan, Begin took Beirut...

Dzisiejsza sytuacja z USA sięgającymi po Kanadę i Grenlandię w zestawieniu z ruską aneksją wschodniej części Ukrainy żywo napomina realizację praktyki pokojowego współistnienia. Czy słusznie - życie pokaże, niemniej nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy wysnuli parę domysłów co do ewentualnego dalszego ciągu stosowania takiej praktyki, ot tak, chociażby dla intelektualnej rozrywki.  Załóżmy więc, że Chińska Republika Ludowa zaanektuje Republikę Chińską - co wtedy uczynią mocarstwa? Czy Japonia zajmie Sachalin i Kuryle? Czy Indie zagarną Cejlon, a Amerykanie Panamę i Nikaraguę (tę ostatnią tak dla porządku, żeby nie kusiła Chińczyków)? Czy Ruscy ogłoszą oficjalnie swoją suwerenność nad Arktyką? Piszę pół żartem, pół serio, bo, jak to się mówi, i śmieszno, i straszno gdy się pomyśli do czego może ostatecznie doprowadzić to całe pokojowe współistnienie. Warto nadmienić, że praktyka ta w podręcznikach stosunków międzynarodowych z lat 60-tych i 70-tych bynajmniej potępianą nie była, raczej uważano, że oddala ona widmo groźnych bezpośrednich konfliktów mocarstw mogących doprowadzić do konfliktu globalnego. Wydaje się, że i dziś zwolenników takiego stylu rozumowania nie zabraknie. Biada narodom pomniejszym. 

Polski obowiązek nakazuje zastanowić się, jaki los czeka nasz kraj w świecie pokojowego współistnienia 2.0. Czy możemy liczyć na zwycięstwo w ChRL opcji amerykańskiej (niegdyś przecież bardzo silnej, a dzisiaj też Chińczycy zamknęli swoje porty dla ruskiej "floty cieni") w stylu sojusz przeciwko Rosji i pełna kontrola nad Przejściem Północnym w zamian za Formozę? W następstwie skupienia wysiłku obronnego Rosji na Amurze dostalibyśmy wtedy z ćwierć wieku dalszej szansy rozwojowej. Osobiście uważam taki wariant za całkiem prawdopodobny. Niestety poźniej, Rosja wzmocniona zasobami Tarczy Ukraińskiej, zapewne sięgnęła by po ziemie Bałtów ze wszystkimi takiej akcji następstwami...

A pointa? Pointa rymowana: Daj nam, Boże, Trójmorze, bo inaczej nikt nam nie pomoże!

Tiwaz
O mnie Tiwaz

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka