Nie minęla doba od śmierci "króla popu". Płacze juz cały świat, a nawet - jak podają niektóre portale - ogarneła go histeria. Ludzie płaczą, czy tylko ulegli histerii?
Przypomniała mi się scena z filmu Davida Lynch'a "Mulholland Drive". Dwie główne bohaterki widzimy nagle w zaciemnionym teatrze, a na scenie tajemniczo śpiewającą starszą kobietę, z każdą chwilą coraz bardziej rozpaczliwie. Kobieta śpiewa w obcym języku, więc treść jest tutaj nieistotna. Istotne jest jednak rosnące przerażenie i płacz ściskających się bohaterek - widzów spektaklu. Płaczą z wewnętrznej potrzeby, rzeczywistego przejęcia, z naturalnego odruchu, czy tylko uległy dramaturgii, wpisując się w spektakl? W przypadku tej drugiej możliwości powstaje pytanie: czy płakalyby również, gdyby nie zostały nauczone płakać w takich momentach? Niezależnie od odpowiedzi pewne jest jedno: nie doszłoby do żadnego przejęcia gdyby reżyser spektaklu zamiast dramatu postanowił zagrać komedię.
Śmierć człowieka była i będzie tragedią i nie można się temu dziwić. Ktoś kończy swoje życie, inni odczuwają stratę. Jednak nie po każdym płacze cały świat. Tym bardziej ulega zbiorowej histerii.
Histeria właśnie nie jest czymś naturalnym. Jest odruchem nieracjonalnym i zawsze przez coś lub kogoś sprowokowanym, czasami świadomie. Kto w tym wypadku jest reżyserem spektaklu? Specyfika mediów. Od razu dodaję - oczywiście nie doszłoby do tego gdyby Michael Jackson nie był Jacksonem i nie stworzył tego co stworzył. Druga strona jest jednak taka, że Jackson nie byłby aż takim Jacksonem, gdyby nie media, oraz społeczne zapotrzebowanie na idola, bóstwo czy ikonę. Jedna ikona odeszła, z czasem pojawi się kolejna - bo musi.
Wielkie czy wyróżniające się postaci będą takie, jednak nie każdą opłakuje ogół, w tym ci, którzy niewiele o nich wiedzą. W wypadku medialnego szumu łza kręci się u każdego. W tej chwli nawet u tych którzy Jacksona słyszeli tylko przelotnie w radiu - opłakujemy przecież króla popu, nawet jeśli za popem nigdy nie przepadaliśmy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości