Teutonick Teutonick
770
BLOG

Przemyślenia powyborcze czyli tradycyjnego polskiego masochizmu odsłona kolejna

Teutonick Teutonick Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 19
   Niemalże w przeddzień wyborów w wyniku akcji podjętej przez złowrogiego min. Ziobrę ze skierowaniem zapytania do TK okazało się, że św. Konstytucja wcale już nie jest taka święta w sytuacji gdy zachodzi podejrzenie, że w jakimś aspekcie mogłaby ona kolidować z jeszcze świętszym prawem unijnym, w konsekwencji czego należałoby chyba  głęboko zastanowić się nad tym pod czyje dyktando była ona pisana. Tymczasem nastąpiło kontrnatarcie nestorów nadzwyczajnej kasty tryumfalnie powracających na swe wygrzane stolce, a z kolei frustrująca elektorat uległość i niezgułowatość rządzących musiała w jakimś stopniu odstraszyć część pisowskiego żelaznego elektoratu od udzielenia im poparcia nawet z zaciśniętymi zębami, a w rezultacie odciągnąć ową grupę od karnego wymarszu ku urnom. Bo przecież nie ma co ukrywać, że kolejny raz po tych wszystkich januszach kaczmarkach i innych zdradkach sikorskich, nie wspominając o innych zwykłych politycznych k… - niech będzie, że „kluzicach” – formacja rządząca wpuściła w swoje szeregi - rozsadzającego całą misternie utkaną konstrukcję od środka - kreta, jakby tego było mało wynosząc go na najwyższy urząd, w efekcie czego cały reformatorski impet osłabł, a nowe rozdanie kierowane w stronę mitycznego „umiarkowanego wyborcy” wydaje się być co nieco wycelowane w próżnię.
   Od kiedy prezydent poczuł się w obowiązku aby swoimi niezwykle przemyślanymi wetami koniecznie zaznaczyć swoją obecność i „niezależność” (pytanie brzmi: od kogo?) na krajowej scenie politycznej, śmiała jak do tej pory agenda rządowa, jakby oklapła. Zdając sobie sprawę z faktu, że celem spełnienia swojej definicyjnej funkcji polityka jako taka jawić się winna przede wszystkim jako sztuka osiągania zakładanych celów poprzez skuteczne działanie podejmowane na takiej czy innej niwie, trudno się jednakowoż pogodzić z ciągłymi rejteradami, następującymi zwykle po buńczucznych zapowiedziach, okraszonych chorobliwym wręcz kunktatorstwem i dzieleniem włosa na czworo w kwestiach wydawałoby się zasadniczych, która to „Realpolitik” w rezultacie do niczego konstruktywnego w dłuższej perspektywie, poza uzyskaniem jakowychś wielce tajemniczych dla postronnego widza doraźnych korzyści, nie prowadzi, grzęznąc gdzieś w powszechnej niemożności przeprowadzenia tyleż istotnych, co skutkujących realną poprawą zastanego stanu rzeczy zmian. Chciałbym móc się łudzić co do tego, iż owo cofanie się o pół kroku po każdym nieco śmielszym ruchu i wysyłanie w przestrzeń publiczną sprzecznych sygnałów (także tych, które dodatkowo służą skołowaceniu wspomnianego najwierniejszego elektoratu) przez różne ośrodki reprezentujące „Dobrą Zmianę”, stanowią wynik określonych kalkulacji i mają finalnie służyć zyskaniu na czasie aby wykorzystać tym samym szansę wzmocnienia własnej pozycji na tyle, by docelowo móc zacząć prowadzić faktycznie samodzielną i w pełni niezależną politykę.
   Nie pierwszy raz wśród tłumnie zdążającego ku urnom mniej świadomego rzeczy elektoratu („bo ten kandydat to taki przystojny, tak mu dobrze z oczu na plakatach patrzało”) objawili się ludzie nie potrafiący łączyć twardych faktów w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy, mający wdrukowane irracjonalne emocje i zadowalający się błyskotkami, czego rezultat można przedstawić obrazkiem, w którym 1/5 do 1/4 obecnych przy tychże urnach głosuje na noszącego jeszcze biały proszek pod nosem (uprzejmie zaznaczam, iż nie jest to mleko w wersji dla niemowląt) czołowego sejmowego pajaca, nie wspominając już o sukcesie warszawiacko-krakówkowskiego fircyka, będącego książkowym uosobieniem zasady pt. „wystarczy być”, który niezwłocznie po udanej elekcji raczył popisać się całą serią kolejnych złotych myśli, zapożyczonych najwyraźniej wprost od Elokwentnego Ryśka spośród jego jakże bogatego repertuaru bonmotów na każdą okazję. A więc na dobry początek:
„Trzeba też powiedzieć, że Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki chcą nas wyprowadzić z Unii Europejskiej, bo te ich ostatnie decyzje o tym świadczą. Niesamowita agresja i brak wiarygodności. Patryk Jaki co chwila zmieniał zdanie.”
Jedyne określenie jakie przychodzi mi na myśl, a którym to mianem należałoby określić ten słowotok, to „bełkot z elementami autobiograficznymi”.
„Ja bym chciał, by potraktować warszawiaków poważnie. Jest ustawa w Sejmie, która chce pomóc wszystkim, jest w końcu projekt ustawy reprywatyzacyjnej. Wystarczy uchwalić te dwie ustawy i będzie dużo łatwiej załatwiać te problemy.”
„Pomóc wszystkim” - no doprawdy cóż to musi być za cudowna ustawa. Szkoda tylko, że nie wprowadzono jej gdy te wszystkie platfusiaste, ostatnio nieco wychudłe hieny, tkwiące po same uszy w gnojowicy zaprzaństwa, pozostawały u władzy, na samą myśl o powrocie do której, tak żywo obecnie przebierają nóżkami.
„Pomagała i trzeba jasno powiedzieć, że ta ocena Hanny Gronkiewicz-Waltz nie była sprawiedliwa. Gdyby nie Hanna Gronkiewicz-Waltz i te dwanaście lat, to ja bym nie wygrał wyborów. Warszawa się niesłuchanie zmieniła. Jeśli chodzi o reprywatyzację, to Hanna Gronkiewicz-Waltz była pierwszym prezydentem, który pomagał tym ludziom, którzy tracili dach nad głową.”
Niesłychanie się zmieniła, to fakt. W końcu całe setki jeśli nie tysiące kamienic zmieniło właściciela.
„Poprzedni prezydent oddawał kamienice i nie pomógł nikomu. Prawda jest taka, że w świetle obowiązującego prawa trzeba było oddawać kamienice.”
No pewnie, że trzeba było, najlepiej pełnomocnikom za symboliczną złotówkę. Jedyne zaś co każdy jako tako przyzwoity człek może zrobić w reakcji na wstawkę zahaczającą o „poprzedniego prezydenta”, to spuścić na nią zasłonę milczenia aby nie być zmuszonym do tego by płonąć ze wstydu w reakcji na takie i podobne brednie fundowane nam przez „wybranego ogromną większością głosów” włodarza naszej polskiej stolicy.
„To była afera, trzeba tym ludziom pomóc, ale prawdą jest, że miasto nie zostawiało tych ludzi od lat bez pomocy. Tak się działo na początku tego procederu, potem wyciągnięto wnioski.”
Nie, miasto nie zostawiało bez pomocy – przecież zawsze było w stanie wyeksmitowanym zaoferować lokale zastępcze w peryferyjnych slumsach
   Głośno mówi się już także o wycofaniu się mości nowoobsiadłego stoliczny stolec jegomościa z większości złożonych w ramach kampanii obietnic, co nawiasem mówiąc nie powinno wywołać jakiegoś większego zdziwienia u lwiej części jego śmietnikowego elektoratu („bo ja wolę ze śmietnika wyjadać byleby ten jeden z drugim wraży pisior nie rządził”). Przecież już dawno wykładnię spełniania kampanijnych obiecanek wyłuszczył wszem i wobec czołowy janusz naszych krajowych biznesów prywatyzacyjnych, obecnie robiący za „mędrca jewropu co umościł się w żopu”, tłumacząc swego czasu maluczkim w jednym z wywiadów, że te wszystkie pobożne życzenia w kampanii to były tylko takie tam opowieści dziwnej treści ze stumilowego lasu i chyba nikt jako tako rozumny nie zwykł serwowanych przez niego samego przed wyborami dyrdymałów traktować poważnie. Przyznać należy, iż do tego szambiarskiego ogródka swoje miedziaki dorzucają również znani naprawiacze polskiej służby zdrowia w osobach namiętnie ostatnim czasem nitraszącego fumfla zwanego też Doktorem Białonosem i wiecznie oszołomionej Yjwy, usiłujący w chwili obecnej dla odmiany naprawiać LOT uratowany przez tyleż mściwych, co paskudnych „pisiewiczów” zaraz po tym gdy przy pomocy m. in. donaldowego pomiotu pod postacią niejakiego Józefa Bąka, miało owo przedsiębiorstwo zostać wydane na pastwę losu i bezlitosnych praw rządzących tzw. „wolnym  rynkiem dostępu do towarów i usług” czyt. posłużyć za niezwykle łatwy łup dla Lufthansy.
   Jednak najbardziej widocznym rezultatem minionych wyborów, obok ukrócenia wpływów wszechwładnego jak dotąd na prowincji kłębowiska tzw. „ludowców” i odbicia przez obóz rządzący kilku województw, pozostaje ostateczna samoeliminacja pewnego sztucznie wytworzonego i na wzór palikuciarski dopompowanego naprędce przez odpowiednie czynniki tworu, będącego niekochanym dzieckiem fajnochłopackiego Ryśka i jawiącego się jako kolejne postudeckie wcielenie mokrych snów redaktorów z Czerskiej, a zarazem stanowiącego głupszą wersję swojej starszej platfusiarskiej siostrzyczki i towarzyszki (choć umówmy się, że czołowi przedstawiciele tej ostatniej z obecnym jej liderem na czele sami jakoś inteligencją nie błyszczą), która przy tejże okazji formowania swego rodzaju Koalicji Strachu została przez ową „starość” wchłonięta i finalnie przestała się liczyć jako niezależny polityczny byt, zaś jej liderka wraz z Basią z Wiecznie Zatroskanym Czółkiem awansowała do roli jadłopodawczyni z niezwykle feministycznym zacięciem usługującej przy stole samczo rozpartym przy nim platfusistowskim tuzom.
   Mimo wszystko – skoro już chcąc nie chcąc zahaczyliśmy o owych „samców” – po latach całkowitego serwilizmu wobec czynników zewnętrznych, spełniania ich wszelkich najskrytszych życzeń z jednoczesnym całkowitym zarzuceniem idei przyjęcia roli służebnej wobec oczekiwań własnych obywateli przez kadry najbardziej pasożytniczego i w swej istocie całkowicie antypolskiego ugrupowania w dziejach tzw. wolnej Polski, naprawdę niezwykle trudno jest patrzeć na całe rzesze obrzydłych każdemu uczciwemu Polakowi „mord zdradzieckich”, którym po trudnym okresie oczekiwania wieszczonej dość powszechnie w przedwyborczych badaniach sondażowych - o wiele bardziej spektakularnej - klęski, wyraźną ulgę i satysfakcję przyniósł uzyskany w wyborach lokalnych wynik, umożliwiając im w chwili obecnej szczerzenie się do kamer w studiach telewizyjnych, podczas gdy tak wielu delikwentów spośród tego towarzystwa winno dziś co najwyżej móc wyszczerzać się zza krat. Owa banda wyrodków robiąca powszechnie za „prawdziwe jewropejczyki” poczuła nawet przez chwilę - po ogłoszeniu pierwszych mylących sondaży exit poll - krew i nabrała wiatru w żagle, co też wielu obserwującym nasze rodzime poletko polityczne osobom mogło wdrukować błędne przekonanie, iż porażkę przy tejże okazji ponieśli ci, którzy wybory w sposób oczywisty w skali kraju wygrali. Jednak – jako się rzekło – apetyty były o wiele większe, czy zaś zostały one rozbudzone ponad miarę, czy też może sławetny „pisowski beton”, samemu będąc - wskutek podejmowanych przez obecną ekipę rządową różnorakich, nie zawsze chyba w sposób właściwy przemyślanych i przeprowadzonych, działań - nieprzekonanym do bezwarunkowego poparcia partii rządzącej, nie potrafił znaleźć w sobie wystarczającej dozy motywacji aby do „dobrozmiennej” idei próbować przekonywać innych – swoich krewnych, znajomych, sąsiadów - mobilizując ich tym samym do udania się do urn, to już pozostaje do rozpatrzenia.


Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka