Teutonick Teutonick
918
BLOG

Dla kogo ulice, dla kogo kamienice, dla kogo apartamenty

Teutonick Teutonick Reprywatyzacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 2
   No i objawiła nam się prawdziwa wisienka na torcie pierwszej odsłony gigantycznego skoku reprywatyzacyjnego, który w zamyśle jego twórców i pomysłodawców miał bezlitośnie złupić każdego obywatela „tego kraju” (w odróżnieniu od odsłony drugiej, która - na co wiele wskazuje - pozostaje dopiero przed nami). Oto z ostatnich doniesień medialnych zdążyliśmy się dowiedzieć, że osoby zajmujące się wyłudzaniem kamienic, spośród którego to wielce szacownego towarzystwa (wliczając w to tuzy stołecznej i niekoniecznie jedynie stołecznej palestry) niemała część już od jakiegoś czasu wykorzystuje okazję by sobie nieco popierdzieć w pasiaki, odsprzedawały części „odzyskanych” nieruchomości w formie luksusowych apartamentów - rzecz jasna po aż nazbyt atrakcyjnych cenach - różnym dziennikarskim i mniej dziennikarskim „gwiazdom” ze świata celebry. Zdaje się, że oto tym samym naszym oczom ukazało się clue całej sprawy.
   Aby jeden z drugim ordynarny grandziarz mógł zarobić odpowiednią marżę (po stosownym „uhonorowaniu” decydentów wszystkich szczebli, rzecz jasna) z tego co uda mu się wydusić na krzywdzie ludzkiej, a kolejni, nieco lepiej znani opinii publicznej medialni hochsztaplerzy z resortowego nadania, mogli zamieszkać jak biali ludzie w centrum stolicy, trza było rzecz jasna najpierw pozbyć się tej mierzwy ludzkiej, tego plebsu zasiedlającego lokale mieszkalne, których kubatura tudzież rozmieszczenie oraz staroświecki sznyt, oczywiście po poddaniu stosownemu remontowi, zasługiwały na kogoś o wiele lepszego od zwykłych śmiertelników w rodzaju Jolanty Brzeskiej – od której córki w ostatnich dniach i godzinach kolejny udający dziennikarza łonetowy szczawik znanymi sobie sposobami (znać starą sowiecką szkołę krewnych i znajomych tow. Światły) wyciąga przeróżne dziwaczne wynurzenia i zwykłe brednie naznaczone wyraźnym odciskiem syndromu sztokholmskiego.
   Ciekawostkę stanowi tłumaczenie miss Stokrotki, w ramach którego w wyniku przeprowadzonego przez nią samą (z jakże charakterystyczną dla niej - wręcz przysłowiową – wnikliwością) dziennikarskiego śledztwa, ujawniła ona, że mieszkania w kamienicy, w której raczy owa ikona dziennikarstwa obecnie zamieszkiwać, były zasiedlane przed wojną z nadania spółdzielni, do której należeli generałowie i pułkownicy „od Piłsudskiego”. Czyli wszystko się zgadza! Tyle, że generałowie i pułkownicy wraz ze swoimi córuchnami, w postaci wyżej wymienionej „dziennikarki” po zootechnice czy też koleżanki pana Ziemkiewicza, będącej tyleż piękną, co uzdolnioną latoroślą mundurowej wersji Janka Suzina, jakby już nie „od Piłsudskiego”, tylko od kogoś zupełnie innego niestety, mówiąc Jerzym Dobrowolskim z jednego z filmów mistrza Barei. Tak czy inaczej pociechę dla wysiedleńców winien przynosić już sam fakt przejęcia ich zapuszczonych nor przez przedstawicieli „nowych elit”, stanowiących prawdziwy creme de la creme warszawskich salonów.
   Paradne są również wyznania naszych dzielnych celebrytanów o tym, jak to raczyli oni zakupić swe przytulne mieszkanka „na wolnym rynku”. No cudownie, że nie dostali ich od szmalcownej Hanki z ratuszowego przydziału! Faktycznie - to ucina wszelkie ewentualne dywagacje, sprawa z gruntu musi być czysta i przejrzysta, innych opcji nie ma co nawet brać pod uwagę. A że przy tej okazji jeden czy drugi z medialnych tuzów postanowił odtworzyć sobie na „nowoodzyskanych” śmieciach powtórkę z Alei Przyjaciół… Czyż można odmówić komuś prawa do nostalgii za latami minionymi, za mundurowym klimatem z lat dziecinnych? Do tego mister Gugała wyraźnie zadeklarował, że z pełną uwagą pochylał się nad niedolą wykurzanych jak szczury z jam pospolitaków i z całych sił starał się bronić ich prawa do godnego życia. Czego oczekiwać więcej?
   O możliwej „osłonie medialnej” całego procederu nie będę się tutaj rozpisywał, sprawa jest trudna do udowodnienia, zresztą jak dla mnie nie ona stanowi tutaj o istocie sprawy. Nie można za to wykluczyć wersji, w której - jak swego czasu przy okazji wizyty krajowego odpowiednika hollywódzkich Weinsteinów (i prawdziwego lwa medialnego w jednym) w gabinecie szefa pewnego szmatławca - nagle poprztykały się dwa klany – dajmy na to bejtarowcy zwarli się w wojnie o spodziewane łupy z bundowcami, bądź też na odwrót, przy której to okazji jedni zaczęli donosić do opinii publicznej na drugich, co w rezultacie spowodowało nie do końca przewidziane reperkusje w postaci zerwania na małą chwilkę, tak pieczołowicie rozwieszanej przed oczami licznie zgromadzonej publiczności, kurtyny. Bo czyż nie w taki sposób można interpretować serię publikacji w wiadomej gazecie od której zaczęło się ujawnianie „afery reprywatyzacyjnej”? Czy ktoś tutaj również nie dysponował czasem informacjami „z pierwszej ręki” pozyskanymi w sposób nie do końca przypadkowy? I jakże się Państwu taka oto wersja wydarzeń podoba?


Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka