Nie wiem czy to wynik mitycznego makiawelizmu uprawianego przez mściwego Kaczora i jego słynnej umiejętności przewidywania na 5 ruchów do przodu, ale ponoworoczne pogubienie się opozycji postępuje z każdym mijającym dniem, prowadząc niechybnie do zbliżającej się wielkimi krokami katastrofy. Jeszcze dwa dni temu Schet w towarzystwie wiernego przybocznego Neumanna popadając w dziwny dygot i wytrzeszcz gałek oczodołowych, mający zdaje się w zamyśle wytrzeszczającego znamionować pełną świadomość grozy sytuacji, wieszczył wojnę domową, którą miałby wywołać w łonie macierzystej partii po swej dymisji krwawy Antoni, by już dzień później przekonać się, że wojnę domową szykują mu raczej rozłamowcy, defetyści i sabotażyści w łonie jego własnej partii.
Przechwytywacz Gowin znowu będzie miał pełne ręce roboty, zwłaszcza, że po ostatnich samozaoraniach w wykonaniu naszego czołowego ekonomisty i jego koleżanek, także i w jego nowoczesnym projekcie sypią się najsłabsze ogniwa łańcuszka ludzkich serc - oczywiście tych jak najbardziej nowoczesnych, co najpewniej już dawno zostało potwierdzone autografem naszego czołowego filantropa od mrówek, melonów i innych fruktów.
Nie wiadomo tylko czy imć Przechwytywacz wyrazi zainteresowanie przyjęciem w swe gościnne szeregi wszystkich potencjalnych chętnych, gdyż zawieszone w próżni kandydatury szalonej Joanny, zwanej inaczej Gburią Furią, równie szalonego ex-Dyrektora z Zawodu mogącego się pochwalić posiadanym świadectwem maturalnym i nieco już podstarzałej kochanicy ex-szefa, zwanej ponoć w szeregach własnego ugrupowania Kokotą Maderską, którą to Ryszard rzutem na taśmę postanowił wypromować na jeden ze stolców brukselskich (a niewykluczonym, że to dopiero początek pięcia się owej ambitnej panny z odzysku po szczeblach i drążkach błyskotliwej kariery, o ile oczywiście i w niderlandzkiej okolicy znajdą się jacyś amatorzy kwaśnych jabłek, którzy na talentach owej pani nie omieszkają się poznać, a zdrowie i nie pierwszej świeżości już przecież wiek owej „damy”, pozwolą jej na tak forsowną eksploatację organizmu), wydają się być równie niekonwencjonalne jak miss Biedroń lub też mister Grodzka (a może na odwrót) z poprzedniej kadencji.
W związku z powyższym, jest wielce prawdopodobnym, że Ryszard wraz ze swoimi przyplecznikami i zwłaszcza przypleczniczkami po drodze do przyjęcia na listy u Scheta zdąży jeszcze założyć jakąś Jeszcze Bardziej Nowoczesną partię, na której będzie mógł się niczym kot Garfield przez chwilę powygrzewać w doborowym towarzystwie i porecenzować sobie dokonania nowego premiera, zanim i w tych okolicznościach zostanie utrącony przez kolejny pałacowy przewrót.
Tutaj krótka dygresja na temat syndromu Joann w szeregach totalniactwa, które jakimś dziwnym trafem niezmiernie łatwo stają się uosobieniem sentencji, że w świecie ślepców to jednooki jest królem. Stawiając obok siebie Joannę Kokotę czy, jeśli kto woli bardziej politpoprawnie, Joannę Kokoszkę i Joannę „niezłą dupeczkę” (taką ksywę sama sobie nadała, dalibóg ona sama jedna wie z jakiejże to przyczyny) oraz całą resztę cudacznych stworów płci żeńskiej z nowoczesnego klubu parlamentarnego, można zrozumieć dlaczego mając do dyspozycji taką oto menażerię Piękny Ryszard dokonał takiego, a nie innego maderskiego wyboru, uprzednio, jak przystało na specjalistę od finansów, przepisując posiadany dobytek na dotychczasową małżonkę. Chłopina po prostu rozejrzał się wokół siebie i w desperacji postanowił rzucić całe swoje nieszczęsne życie na jedną, dość zgraną już zresztą, kartę.
Ale i partia Scheta może się na polu Joann pochwalić nie lada osiągnięciami – w końcu posiada ona w swoich zasobach znaną fankę Madonny i 3-ciej ligi hokeja, stanowiącą wzór Matki Polki, która mimo nie dających się nijak zasypać pudrem worów pod oczami, ułożenia nosa w poprzek twarzy i przyprószenia szczoty głowowej modną ponoć ostatnio siwizną, nadal zwykła uchodzić w pewnych perwersyjnych kręgach za miss posłanek, a ostatnim czasem wraz z „niezłą dupeczką”, która równie nieudolnie jak rzeczona wspomniane wory, pudruje permanentne limo nad okiem, wykazały się obywatelską samokrytyką, biadoląc wniebogłosy nad nieudolnością własnych ugrupowań i obiecując solennie, że się poprawią, byleby dać im jeszcze jakąś brzytwę… to jest, rzecz jasna, szansę – gdyż z brzytwy najprawdopodobniej również nie potrafiłyby w sposób właściwy skorzystać. Ich potencjalny elektorat już chyba jednak zrozumiał, że z tą menażerią, wzorem posła Szczerby zatrzaskującą się w kiblach czy innych szpitalnych bibliotekach podczas kluczowych, „formacyjnych” głosowań, daleko nie zajedzie.
Tak więc z dużym prawdopodobieństwem można wieszczyć, że zarówno panie Joanny bojowniczki o mało polskich (nie mylić z małopolskimi) nazwiskach, jak i młode, jeszcze nieopierzone, a już częściowo posiwiałe wilczęta, tym razem o jak najbardziej polskich, chłopskich wręcz mianach - jak nie tylko wzmiankowana Mucha prosto od wideł w wiadomej substancji, ale i inne Belzebuby tudzież Kinie z Gimbazy, rozlezą się z końcem tej kadencji parlamentu do swoich zwykłych zajęć, takich jak fryzjerstwo czy też doradztwo makijażowe, nie znajdując miejsca na listach żadnych nowopowstałych totalniackich ugrupowań. Wszyscy przecież wiemy, że życie nie znosi próżni, a wiele wskazuje na to, że dotychczasowe sejmowe reduty anty-PiSu mogą do końca kadencji zwyczajnie rozleźć się w dłoniach niczym zbutwiałe fuzekle.
A cóż na to wszystko Kaczor-Dyktator? Powstał już cały szereg memów obrazujących jak to siedzi sobie w domku na Żoliborzu drapiąc kota za uchem i z pobłażliwym uśmieszkiem patrzy jak mu rośnie, tudzież niczym wytrawny wędkarz siedząc na brzegu rzeki, oczekuje spływu totalniackich szczątków. Wnosząc z faktu, że także pan naczelny woJOWnik w ostatnim czasie sprawiał wrażenie dziwnie oszołomionego sytuacją, a kadra ZSL-owska raczej nigdy nie odznaczała się przesadną wiernością chłopskim sztandarom, przedkładając nad nią przyrodzoną sobie chytrość i nieodmienną miłość do stanowisk, ośmielam się przewidywać, że w niedalekiej przyszłości możemy się równie snadnie spodziewać kolejnych zawirowań i secesji także w gronie tych, rzekomo bardziej „koncyliacyjnie” nastawionych, ugrupowań, a co za tym idzie dalszego, mniej lub bardziej sformalizowanego wzmocnienia obozu władzy, być może z rezultatem w postaci uzyskania większości konstytucyjnej już w tej kadencji. Czego niniejszym sobie i Państwu życzę.
O ile jednak dotychczasowe działania Kaczora-Dyktatora tudzież zaniechania jegoż samego, będące zresztą jeszcze bardziej bijącym po oczach dowodem jego perfidnych knowań i paskudnych intencyj, doprowadzały do tej pory totalną opozycję do kolejnych spektakularnych samozaorań, z każdym następnym wzmagając coraz okazalsze napady paniki w jej szeregach i spychały ją jedynie coraz głębiej do narożnika, o tyle ostatecznym mógłby okazać się dla sejmowych totalniaków cios w plecy, który swoim zwyczajem mogliby zadać jej różnego autoramentu epigoni trockizmu i leninizmu przy nieocenionym wsparciu wszelkiej maści doktorantów i docentów, idących rzecz jasna w samej awangardzie postępu, których to antyreżymowa działalność skupiała się do tej pory głównie na rzucaniu jajami bądź też innymi częściami swych drogocennych postępowych wcieleń prosto w rządowe-reżymowe limuzyny, atakowaniu markerami biur poselskich i nabijaniu gumowych kaczek w bezsilnym szale na ostrza wykałaczek w ramach kultywowania świeckiego zabobonu.
Niemniej jednak raczej pewnym się wydaje, że erozja opozycji jako takiej, przynajmniej do czasu objawienia się jakowegoś kolejnego męża opatrznościowego (w sytuacji gdy żony opatrznościowe najwyraźniej nie dają rady się skutecznie objawić), będzie postępować w miarę kolejnych sukcesów kolejnego rządu pod egidą Zjednoczonej Prawicy. Nie wiadomo jedynie czy jej narzucone od Nowego Roku tempo zostanie zachowane. Jeśliby tak się miało stać, niedługo nie będzie co zbierać. Pytanie brzmi jedynie jak będzie wyglądał krajobraz po bitwie i jakie sorosowo-bezpieczniackie chwasty wyrosną na miejscu tych już wyplewionych.
Inne tematy w dziale Polityka