Teutonick Teutonick
187
BLOG

O rekonstrukcji przedwstępnej

Teutonick Teutonick Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
   Przy okazji rekonstrukcji właściwej wraz z jej preludium w postaci wymiany premiera, nasunęło mi się kilka refleksji dotyczących reakcji na ów - jakby rozpisany na akty, poprzez rozłożenie go na tygodnie, a licząc w to również czas zapowiedzi, właściwie na miesiące – spektakl. Owe reakcje można pogrupować w kilku segmentach.
   Pierwszym z nich, którym chyba nie warto się szerzej zajmować, jest reakcja całego totalniactwa, które przy okazji każdej zmiany w składzie rządu – podobnie jak w przypadku każdej z wolt i piruetów Pana Prezydenta – będzie jodłować po staremu, że co by się nie działo, to i tak stery krwawej dyktatury w Polsce dzierży mściwy Kaczor, w związku czym nie warto sobie niezbyt tęgich totalniackich główek owymi działaniami zaprzątać.
   To, że naturalnym porządkiem jest, iż w polskim systemie konstytucyjnym najwięcej do powiedzenia ma lider zwycięskiej partii, niezależnie od tego czy piastuje jakieś stanowisko, czy też nie, mimo całej oczywistości tego twierdzenia, ciężko przychodzi totalsom przez ściśnięte pod kaczystowskim butem krtanie.
   Drugi biegun narracji totalsów stanowi opowieść o gryzących się pod dywanem buldogach - jest to historyjka poniekąd dobrze znana temu środowisku z własnego doświadczenia ośmiu lat sprawowania rządów, nie mająca się zresztą nijak do wersji przytoczonej w pierwszym zdaniu, ale jak już nieraz miała okazję owa radosna ferajna udowodnić, pośród licznych talentów i przymiotów, również umiejętność dwójmyślenia zdołała ona opanować do perfekcji.
   Przejdźmy zatem do obozu z grubsza określanego jako popierający dobrą zmianę. Tutaj chyba najczęstszą reakcją było niezrozumienie konieczności zamiany miejsc pomiędzy Panią Premier, a Panem Wicepremierem – czy też jak kto woli na odwrót. Faktem jest, że z pozycji ludzi żywo interesujących się polityką krajową, a doceniających rolę stosownej PR-owej otoczki bądź też jej braku, przedłużający się wieloetapowy serial związany z rekonstrukcją, wraz z niezbyt jasnym i nieszczególnie wiarygodnym wytłumaczeniem konieczności jej przeprowadzenia, musiał skutkować sporymi stratami wizerunkowymi, a co za tym idzie, obniżeniem słupków poparcia.
   Do tego dochodził lament nad okrutnie potraktowaną Beatą Szydło, która przecież, w mniemaniu znawców, zapewniała swemu obozowi ciepły, korzystny wizerunek, które to „bestialstwo wobec kobiety” musiało zakończyć się sondażową katastrofą. Póki co nic takiego nie miało miejsca.
   Biorąc pod uwagę dokonane w rządzie roszady personalne można chyba mimo wszystko pokusić się o tezę, że przyjęty został chyba raczej model kontynuacyjny, bez nagłych i niespodziewanych zwrotów. A, co należy przyznać, pani Beata zachowała się z klasą nieczęsto spotykaną na naszym rodzimym politycznym podwórku, a właściwą prawdziwym „żonom stanu”, nie przedkładając osobistych ambicji nad lojalność wobec własnego obozu politycznego i reprezentowanego przezeń programu.
   W związku z tym, raczej nie ma obaw by fani „naszej Beaty kochanej” odwrócili się od Obozu Zjednoczonej Prawicy. Być może nie będą już tak „harować w pocie czoła”, jak odgrażały się na różnych „twisterach” poszczególne „sieciowe autorytety”, ale w rezultacie, jak się spodziewam, tak czy inaczej pomaszerują do urn i zagłosują na kogo trzeba.
   Oczywiście wiele będzie zależało od realnych decyzji i działań nowozrekonstruowanego rządu, ale to już jest zupełnie inna historia, jak zwykł mawiać klasyk.
   Stara leninowska zasada mówi nam by ufać i sprawdzać i chyba każdy podejmujący świadome decyzje przy okazji  kolejnych wyborów, winien się do tejże zasady w ich następstwie stosować. Natomiast zbytnie przywiązanie do personaliów, w sytuacji kiedy na czele stoi tak czy inaczej ten sam nomen omen Naczelnik (no chyba, że już teraz mają miejsce jakieś tajemnicze procesy w temacie przywództwa, o których niewiele wiemy – póki co odrzucałbym tą hipotezę), występujące i artykułowane w dodatku w towarzystwie, które samo siebie zwykło określać jako „świadomych wyborców”, należą w mojej ocenie do kategorii nieco infantylnych. Zwłaszcza, że tak jak już zdążyłem wspomnieć, spodziewane tąpnięcie sondażowe nie miało miejsca, a tendencje i perspektywy wydają się wręcz odwrotne.
   Powody tego są dwa. Pierwszy z nich jest taki, że wbrew różnym złowrogim wróżbom, dla tego nieco mniej świadomego, szerokiego elektoratu, najważniejsze w tym przypadku nie są personalia, ale tzw. ogólny klimat. A ten się raczej diametralnie nie powinien zmienić.
   Zauroczeni przez „naszą Beatkę” nadal będą mogli dawać się przez nią czarować z pozycji pani wicepremier, natomiast inna część elektoratu będzie teraz mogła dawać się tym usilniej czarować stosunkowo młodemu, rzutkiemu, świetnie wykształconemu, ale i odpowiednio patriotycznie uformowanemu „technokracie z wizją”.
   Czyli ponownie będziemy tutaj mieli do czynienia z grą skrzydłami, którą jak do tej pory Kaczyński – także w parlamencie, ale również w prowincjonalnej odsłonie polityki w kontekście zbliżających się wyborów samorządowych – z powodzeniem uprawiał.
   Drugi powód stanowi kompletny brak alternatywy wobec partii - czy jak kto woli koalicji - rządzącej, który jest skutkiem całkowitej degrengolady, notorycznego samoośmieszania się i braku pomysłu na siebie, rekompensowanego podejmowaniem kompletnie rozpaczliwych działań w środowisku opozycji, nie tylko tej totalnej, czego najlepszy przykład mieliśmy okazję obserwować chociażby przy okazji inauguracji nowego petrupodobnego tworu o nazwie, której pojutrze nikt już nie będzie pamiętał.
   I nie zmieni tego mielona wielokrotnie narracja różnorakich tuzów opozycji o „chocholim tańcu” tudzież szydzenie z „grupy rekonstrukcyjnej rządu PiS”, zwłaszcza w kontekście niekończącej się telenoweli z formowaniem rządu za naszą zachodnią granicą. Ludzie w swej masie ani się tym po prostu szczególnie nie pasjonują, ani nie niepokoją – ich zdaniem wszystko zmierza we właściwym kierunku i oby zmierzało tak dalej z tym czy innym człowiekiem na czele rządu.
   Wyjątek mógłby stanowić wariant z Kaczyńskim jako premierem, który umożliwiłby przemysłowi pogardy na odpalenie pełnych zasobów i swoich możliwości produkcyjnych oraz skuteczne przywołanie starych demonów – na szczęście Naczelnik jak widać znakomicie zdaje sobie z tego sprawę i ani myśli się przesiadać na przedni fotel.
   Jak mieliśmy okazję zaobserwować niedawno, większą dozę emocji jest w stanie w społeczeństwie wzbudzić chociażby niekontrolowana wrzutka dotycząca zmiany decyzji w sprawie możliwego przyjęcia „uchodźców” z UE. I to winno chyba stanowić memento dla nowopowołanego Pana Premiera i całego jego obozu politycznego.


Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka