Ryszard wciąż mnie niezmiennie rozbawia, niczym wytrawny stand-upowiec. Kiedy tylko kilka tygodni temu przeczytałem któregoś poranka informację o organizowanej przez niego konferencji prasowej, od razu poprawił mi się humor. I nie zawiodłem się. To wciąż ten sam Ryszard, polski JFK, wspinający się na palcach i opadający na pięty jak uczniak podczas odpowiedzi na pytania dziennikarzy.
Nie będę tutaj analizował całej jego drogi od zera do bohatera i z powrotem, przypominał jego rozlicznych wpadek, nie wynikających jedynie z nieznajomości języka polskiego, ale przede wszystkim ze zwykłej niewiedzy, którą winna była swego czasu wyrównać elementarna edukacja na poziomie podstawowym.
Petru, mimo poważnego – niegimnazjalnego przecież – wieku, stał się już, pośród innych memogenno-symbolicznych inspiracji, synonimem porażki buzkowej reformy edukacji wraz z koronnymi jej owocami pod postacią zjawiska określanego potocznie mianem gimbazy.
Osobiście przyłapałem się na tym, że Ryszard coraz bardziej przypomina mi swoją mimiką i nieskoordynowaną gestykulacją bohatera kreowanego przez Wiesław Gołasa w znakomitym, acz w odróżnieniu od „Czterdziestolatka”, poważnie niedocenionym „Dzięciole” Jerzego Gruzy. Poza, być może nieco naciąganymi podobieństwami wątków obyczajowych (motyw zdrady małżeńskiej nacechowanej dużą dozą… hmm… niech będzie, że bezrefleksyjności łamanej przez brak powagi), tam również nieszczególnie poskładany ruchowo, umysłowo, mentalnie i werbalnie protagonista ewidentnie stara się koniecznie podstawić nogę niczym przysłowiowa żaba tak, aby nie być gorszym od podziwianego kolegi.
Czyli jak znalazł Ryszard. Morawiecki ma swój plan, więc Ryszard nie może być gorszy. Przecież też jest ekspertem, ma swój niezaprzeczalny dorobek, także był „doradcą” premiera, to nic, że takiego z przedrostkiem – wice i przede wszystkim wykorzystywanym do noszenia teczki, ale był. I nikt mu tego nie odbierze.
Podobnymi osiągnięciami mogą zresztą pochwalić się inni członkowie i członkinie skompletowanej przez niego trzódki. Specjaliści od nieumiejętności prawidłowego dokonania bankowego przelewu, ich nieszczęsne małżonki legitymujące się z dumą faktem posiadania tytułu licencjata z marketingu i zarządzania na Wyższej Szkole Magla i Straganiarstwa, jeszcze bardziej nieszczęsne pionierki od powstrzymywania dyktatury kobiet, niezbyt lotni muszkieterowie od tytułowania swojego pryncypała „doktorem” i robienia samolocików z dokumentacji parlamentarnej… Wymieniać można by długo.
Tak czy inaczej Ryszard okazał się być takim samym geniuszem w polityce, jak i w ekonomii, tracąc stery ugrupowania powstałego pod jego auspicjami i imieniem. I to w zaledwie niewiele ponad 2 lata od jego zawiązania.
I najwyraźniej nie mogąc się z ową detronizacją oswoić, ze wszystkich sił stara się nie dopuścić do ostatecznego zepchnięcia ze sceny politycznej. Ze z góry wiadomym zresztą skutkiem. Bo przecież jeśli chodzi o poziom skuteczności w prowadzonych działaniach, członkowie gangu Olsena mogliby zostać przez Ryszarda właśnie skutecznie zawstydzeni.
Kilka zresztą przykładów na ową nieumiejętność pogodzenia się z faktami już ostatnio otrzymaliśmy. Dziś Ryszard wykazuje się po raz kolejny. Usiłując spolaryzować scenę polityczną poprzez nieudolne pozycjonowanie się w opozycji do premiera, chyba nie zdaje sobie nawet sprawy jaki poziom śmieszności (w odróżnieniu od przytoczonych w niniejszym tekście przykładów aktorskich, całkowicie niezamierzonej – co daje zresztą podwójnie komiczny efekt) raczy sobą po raz kolejny reprezentować.
Tymczasem nibynowoczesny ex-król jest golusieńki jak święty turecki – a cały zakres wydmuszkowatości `jego „koncepcji” dostrzegło już w Polsce chyba każde dziecko. Notabene w arcydziele mistrza Barei Ryszard Ochódzki kreując dziedzica Pruskiego również nie był tym od koncepcji, a co najwyżej od statystowania (choć bez noszenia za nikim teczki) i zezwalania na przepasywanie dla niepoznaki narodowymi barwami.
Za to, zahaczając o temat dziecięcych marzeń Ryszarda nt. bycia premierem (albo kimkolwiek innym ważnym), mogę się tutaj posłużyć historyjką z osobistym udziałem sprzed paru tygodni, w której na wspólne z małżonką żarty na temat osławionych „6-ciu króli”, nasza 4-letnia córka, która pomimo posiadania wielu innych zdolności, do tej pory nauczyła się poprawnie liczyć jedynie do 10-ciu, borykająca się przy tym wciąż z wieloma problemami z wymową, odpowiedziała bez cienia wątpliwości: „Tataa, przecież sześciu to za duziooo!”.
Myślę, że to stwierdzenie może stanowić zarówno konkluzję powyższych rozważań, jak i adekwatny komentarz ryszardowych kompetencji i aspiracji do bycia przynajmniej jednym z liderów opozycji. Bo że nie jedynym i najgłówniejszym, z tym bolesnym faktem akurat nasz orzeł zdążył się już chyba jakiś czas temu pogodzić.
Inne tematy w dziale Polityka