Oglądam program "Warto rozmawiać", w którym dzisiejsza dyskusja toczy się wokół, słynnej już, kwestii wypowiedzi pani minister Radziszewskiej.
Widząc żar w oczach osób atakujących panią Radziszewską w studio TV (pan Dariusz Szwed, pani wiceprzewodnicząca Katarzyna Piekarska ) - wzywających do bezwarunkowego sprzeciwu wobec braku zgody na zatrudnianie osób o orientacji homoseksualnej w prywatnej katolickiej szkole - zaczynam się zastanawiać nad wolnością rodziców w wychowaniu swoich dzieci.
Czy gdyby w warszawskiej Szkole Lauder-Morasha, gdzie pracowali moi przyjaciele, złożył wniosek o zatrudnienie palestyńczyk wyznania muzułmańskiego przebywający w Polsce - to szkoła ta, zdaniem zelotów tzw. "tolerancji", musiałaby go zatrudnić?
Czy odmowa ze strony prywatnej szkoły, dokonana z uwagi na odmienny światopogląd aplikanta, spowodowałaby podobnie ogniste protesty? Czy może wszyscy "budowniczy nowoczesnego światopoglądu" uznaliby, że żydowska szkoła ma prawo kierować się swoimi obyczajmi?
A jeśli tak uznaliby, to dlaczego odmawiają tego prywatnym szkołom katolickim?
Czy tylko dlatego, że "nowoczesny światopogląd" jest w sporze z chrześcijańskim systemem wartości?
Wypychanie sfery szacunku dla przekonań religijnych poza nawias społeczeństwa skutkuje już w Europie karykaturami Mahometa i zakazem noszenia chust przez dziewczynki we francuskich szkołach. Jutro ktoś palcem zacznie wytykać Żyda idącego w kipie po ulicy Okopowej?
Doczekaliśmy się specyficznej urawniłowki. Pod szyldem wolności, rzecz jasna.
Inne tematy w dziale Kultura