Nie wiem, czy to było odpowiedzialne czy nie. Ale wiem, że to była i jest piękna miłość. I że Bóg Ojciec z miłością pochyla się nad tymi ludźmi.
Długo myślałem wczoraj o „odpowiedzialnym rodzicielstwie” i o tym, by nie wystawiać Boga na próbę. I niezależnie od wszystkich argumentów, które padają za obiema tymi wartościami (a nie twierdzę, że ich nie ma, i że nie trzeba ich brać pod uwagę w moralnym myśleniu) jakoś nie mogę opędzić się od dwóch obrazów, dwóch spotkań z ludźmi, z rodzicami, których świat może uznać za nieodpowiedzialnych, a którzy są dla mnie pięknym przykładem rodzicielstwa, miłości i zaufania do Boga.
Pierwsze spotkanie było z piękną niepełnosprawną dziewczyną. Nie była wierząca, bardzo kochała mężczyznę i chciała dać mu dziecko i sama zostać matką. Lekarze i rodzina byli przeciwni. Ciąża mogła ją zabić albo znacząco pogorszyć jej stan zdrowia. Ale ona pragnęła tego dziecka, marzyła o nim, tak jak marzyła o tym, by być matką i by jej mężczyzna został ojcem. Zdecydowała się. Poczęła i urodziła dziecko. Rozmawiałem z nią. Była niezwykła w swojej miłości do tego dziecka, w miłości do męża, w świadomości, że życie jest warte ryzyka. To jest piękne macierzyństwo, to jest matka bohaterska, choć – biorąc rzecz czysto po ludzku – to było ryzyko, a może nawet brak odpowiedzialności. Ale Bóg pobłogosławił jej odwadze, nie tylko dzieckiem, ale i powrotem do wiary.
Inny obraz, który wciąż mam przed oczami. Rodzina wielodzietna. Ona ma tętniaka na mózgu, każdy poród może skończyć się jej śmiercią. A oni mimo wszystko zawierzają Bogu, i rodzą się kolejne wspaniałe dzieci. Tak wiem, że to ryzyko, wiem, że – z perspektywy moralnej – są wszelkie powody, by unikać poczęcia (posługując się naturalnymi metodami rozpoznawania płodności), by nie ryzykować życia matki. To prawda, ale ja znam te dzieci, znam ich ojca i matkę i widzę piękno każdego z nich. Widzę, jak bardzo świat jest bogatszy z powodu tego podjętego przez nich ryzyka.
I mam poczucie, że oni są trochę jak Abraham, który wyruszał w drogę nie wiedząc dokąd idzie. Z perspektywy świata był szaleńcem, ale doszedł. I oni także – z perspektywy świata – mogą być uznani za szaleńców, ryzykantów, ale pokazują, że logika zaufania jest inna. I przypominają jej owoce. Nie, nie zamierzam twierdzić, że każdy musi podejmować takie decyzje, że są one wymogiem, a tylko pokazać, że niekoniecznie dotyczą one ryzykantów.
Tomasz P. Terlikowski
Inne tematy w dziale Społeczeństwo