Nie oczekuję, że wszyscy i zawsze będą się ze mną zgadzali. Mam świadomość, że niekiedy moje tezy są kontrowersyjne, ale nie mogę się zgodzić na to, by ordynarnie kłamano w mojej sprawie. I dlatego – pierwszy raz w życiu – zdecydowałem się pójść do sądu.
Krótkie, z konieczności, wpisy na Twitterze mogły się spotkać z niezrozumieniem. I tak się wyraźnie stało. Określenie „partyzanci”, jakie padło w odniesieniu do islamskich terrorystów u części komentatorów (w tym Piotra Zaręby, którego niezmiennie cenię, choć niekiedy się z nim nie zgadzam) nie miało, jeśli nie wybrzmiało to wystarczająco to biję się w piersi, oznaczać oceny, a jedynie przypomnieć jaka jest specyfika walki toczonej przez terrorystów. Oni nie są regularną armią, a toczą walki o charakterze „partyzanckim”. Zawsze mogą się ukryć, zapaść pod ziemię w wielkich przestrzeniach miejskich i zniknąć. Także słowa o „wierze”, która daje im siłę nie były pochwałą, a jedynie wskazaniem na to, co rzeczywiście jest silną stroną terrorystów, a czego brakuje Europie.
Jasne, choć może tak nie było, wydawało mi się także przypomnienie o tym, jakie okładki publikował tygodnik „Charlie Hebdo”. Współczucie dla ofiar i ich rodzin nie powinno bowiem przesłaniać faktu, że z nieszczęsnych zabitych trudno uczynić ikony cywilizacji. No chyba, że uznamy, że europejska cywilizacja opiera się na nienawiści do religii, brutalnego kpienia z Jezusa Chrystusa czy Trójcy Świętej. Współczuję ofiarom, modlę się za nie, ale nie uważam ich za „męczenników” naszej cywilizacji czy za jej ikony. Nie wierzę też, by oni sami chcieliby za kogoś takiego uchodzić. Ikonami naszej cywilizacji, o których wciąż zapominamy, są mordowani na Bliskim Wschodzie przez muzułmanów chrześcijanie. Można się z taką opinią nie zgadzać, można – co przyjmuję – zwracać uwagę na to, że sami zamachowcy mogli ich uważać za reprezentantów Zachodu, ale nie można przy okazji polemiki ordynarnie kłamać.
A właśnie na coś takiego zdecydował się Janusz Palikot, który dwukrotnie powtórzył, że „Terlikowski podżega do morderstwa, do zabójstwa, do zabijania ludzi”. Raz uczynił to w Radiu Zet, a drugi raz na Twitterze. I na to zgodzić się nie mogę. Nawet jeśli bowiem ktoś głęboko się ze mną nie zgadza, to nigdzie nie znajdzie w moich słowach wezwania do zabijania. Ani wierzących, ani niewierzących, ani narodzonych ani nienarodzonych. Nigdy i nigdzie nie wzywałem, ani nie podżegałem do morderstwa. I dlatego, pierwszy raz w życiu, zdecydowałem się wystąpić na drogę sądową. Mam dość przypisywania mi przez polityków i mainstreamowych dziennikarzy opinii, których nie wypowiedziałem. Mam dość ordynarnego kłamania na mój temat i budowania atmosfery nienawiści. Janusz Palikot umie wystarczająco dobrze czytać, żeby wiedzieć, że z moich ust nie padły pewne słowa. Jeśli więc powiedział to, co powiedział, to doskonale wiedział, co robi. I powinien za to odpowiedzieć przed sądem.
Tomasz P. Terlikowski
Tekst ukazał się na portalu Telewizji Republika
Inne tematy w dziale Społeczeństwo