Polityka miłości nabiera tempa. W imię tej miłości do Lecha Wałęsy próbuje się zablokować debatę historyczną, wymusić na historykach pisanie bajek o żelaznym człowieku, co to się kulom nie kłaniał i od dziecka ćwiczył, by przeskoczyć mur. Fakty zaś, które - niestety - niezgodne są z tym jakże pięknym wizerunkiem odrzuca się, jako niedopuszczalne.
Na linii ostrzału amorków (piewców miłości) spod znaku PO jest już jednak nie tylko magister Zyzak czy doktorzy Gontarczyk i Cenckiewicz, a nawet cały IPN. Ich spacyfikowanie nie wystarczy, trzeba jeszcze oczyścić media (to jednak skandal, że dziennikarze zajmują się rozmowami z Zyzakiem, zamiast cytowaniem złotych myśli Donalda Tuska na temat IPN, któremu trzeba ograniczyć środki za pracę napisaną na UJ), a także - to szczególnie wazne - Kościół.
Do takiego wniosku doszedł ostatnio Stefan Niesiołowski, który w rozmowie z Moniką Olejnik na antenie Radia zet oznajmił był ,że "ksiądz Tadeusz Iskakowicz-Zaleski powinien zdjąć sutannę iść do IPN-u i pisać paszkwile razem z Kurtyką". A zarządzany przez ludzi jedynie światłej partii PFRON zaczął już szykować się do ostatecznego załatwienia miejsca pracy księdza z Krakowa. Jego podopieczni nie dostaną środków od instytucji państwowych. I jakos trudno nie dostrzec związku między zaangażowaniem księdza w proces oczyszczania pamięci, nie tylko zresztą w Kościele, ale też w Polsce, a taką decyzją. Związku, który otwarcie wyraża marszałek Niesiołowski.
Słowem polityka miłości kwitnie. A jak ktoś nie kocha wystarczająco tych, którzy do kochania są mu przedstawiani, to dostaje w mordę. Bo przecież sami państwo rozumiecie, że nie może być miłości dla wrogów miłości, tolerancji dla wrogów tolerancji, a także wolności badań naukowych dla tych, którzy negują święte dogmaty michnikowszczyzny.
Inne tematy w dziale Polityka