Co zrobić, żeby media wreszcie przestały mówić o kryzysie, nie zwróciły uwagi na zaskakujące u liberalnej partii, jaką określała się Platforma zapowiedzi podwyżek parapodatków, jako najlepszego lekarstwa na kryzys, czy porażki reformy oświatowej i zdrowotnej? Najprościej jest wrzucić na tapetę jakiś temacik światopoglądowy. Ot choćby legalizację eutanazji (swoją drogą jakiś całościowy projekt eutanazyjny mógby rozwiązać problemy Ewy Kopacz, bo przy odpowiedniej szerokiej intepretacji prawa dopuszczającego zabijanie chorych - reforma służby zdrowia nie byłaby już potrzebna), nad którą - jak zapewnia Donald Tusk - warto rozmawiać. Oczywiście nic z tego nie będzie, bo nie ma w Polsce (na szczęście) większości, która zalegalizowałaby zabijanie. Ale szum medialny na jakiś czas przesłoni rzeczywiste problemy Polski i Polaków.
Nikt rozsądny nie wierzy też chyba w to, że PO jest zdolna do wypracowania projektu ustawy w kwestiach światopoglądowych, który pogodziłby jej członków. I to nawet nie dlatego, że między Jarosławem Gowinem a Januszem Palikotem nie ma nic wspólnego (a nie ma nie tylko, dlatego, że jeden z nich ma poglądy, a drugi słupki sondażowe zamiast sumienia i rozumu), ale przede wszystkim dlatego, że przeciętnemu platformersowi zwisa to, czy w Polsce będzie można czy nie będzie można zabijać chorych, nienarodzonych czy cierpiących. Jego interesuje władza, i to, czy uda się ją jeszcze trochę zachować. A wprowadzenie ustawy dopuszczającej zabijanie mogłoby błyskawicznie tej władzy PO pozbawić. Mówiąc krótko świadomy swojej wiary katolik nie mógłby już zagłosować na partię, która wspiera eutanazję, a posłowie, którzy by się za nią opowiedzieli - zostaliby z automatu, bez potrzeby ogłaszania tego faktu - ekskomunikowani. Wszystko to przełożyłoby się na realne straty, więc Platforma się na to nie zdecyduje. Podobnie, jak nie zdecyduje się na głosowanie nad ustawą bioetyczną, która rzeczywiście chroniłaby życie ludzkie. I znowu powodem nie są poglądy, bo tych zwyczajnie większość (przepraszam tych nielicznych, bo są tacy, do których się to nie odnosi) platformersów nie ma, ale obawa, że można stracić cenne głosy wyborców, a do tego zostać skrytykowanym przez "Gazetę Wyborczą".
Ale wszystko to nie ozancza, że działania "ludzi bez właściwości" z PO nie są groźne. Naruszanie tabu, jakim jest zabijanie pacjentów przez lekarzy jest groźne niezależnie od tego, czy narusza się je po to, by zmienić prawo czy tylko, by zasłonić własne porażki. Raz rzucony, szczególnie przez premiera, pomysł, by na poważnie dyskutować nad zabijaniem będzie wracał. I wreszcie eutanazja (a wraz z nią, kto wie, czy i nie zabójstwo na życzenie rodziny osób w stanie wegetatywnym) stanie na porządku dziennym obrad parlamentarnych. Oczywiście, najpierw usłyszymy o jej ścisłym ograniczeniu, dokładnym opisaniu, w jak dramatycznych okolicznościach można jej dokonać. Ale im dalej w las, tym bardziej łągodne będę restrykcje, aż wreszcie przyjdzie czas na zabójstwa na życzenie lekarzy czy rodziny.
A u kresu będzie świat, w którym wygodnie i z pieniędzy podatników będzie się można pozbyć dziadka, który zabiera miejsce i do tego choruje; żony, która zapadła na depresję (w Holandii już teraz całkiem poważnie rozważa się możliwość wprowadzanie prawa dopuszczającego również zabijanie osób chorych psychicznie czy niezdolnych do wyrażenia własnej woli); czy dziecka, które cierpi na rzadką lecz nie śmiertelną chorobę genetyczną. Wszystko oczywiście w imię praw chorego i jego rodziny, a także godności człowieka, którą rzekomo ma naruszać fakt jego cierpienie czy bólu. I choć zaraz usłyszę, że przesadzam, to niestety doświadczenie historycne jest po mojej stronie. Dyskusja nad aborcją też rozpoczynała się od sytuacji ekstremalnych (niekiedy zresztą wymyślonych), by dojść do sytuacji, w której zabić można w istocie na życzenie. W Norwegii i Stanach Zjednoczonych już teraz zabija się 90 procent nienarodzonych dzieci, u których zdiagnozowano zespół Downa. Gdy dopuścimy eutanazję, to prawdopodobnym scenariuszem będzie także likwidacja dalszych 9 procent już urodzonych „muminków”. A do tego możemy sobie dorzucić dzieci autystyczne, cierpiące na dziecięce porażenie mózgowe, a także ofiary wypadków czy ludzi sparaliżowanych. Większość z nich zginie, gdy tylko stanie się to możliwe, bo państwu bardziej opłacać się będzie jednorazowe „ostateczne rozwiązanie” niż finansowanie leczenia przewlekle chorych, a rodzinom łatwiej będzie załatwić sprawę raz na zawsze, niż męczyć się z chorymi.
A jakaś część odpowiedzialności za taki świat, w którym w imię litości zabijać się będzie "zbędnych" i "niepotrzebnych", spoczywać będzie na tych, którzy dla własnej, krótkoterminowej korzyści politycznej, zdecydowali się otworzyć dysputę nad zabijaniem. Na Donaldzie Tusku, Ewie Kopacz, Januszu Palikocie, którzy jako pierwsi zabrali się za opowieści o tym, że PO może zalegalizować morderstwo. I to tylko po to, by zamaskować własną nieudolność.
Inne tematy w dziale Polityka