Eluana Englaro umiera. Grupa "lekarzy" zdecydowała się wykonać wyrok śmierci głodowej na kobiecie wydany przez Sąd Najwyższy. Jej winą jest to, że pozostaje w stanie wegetatywnym. I nic więcej! Nie pomogły starania premiera (za to, co zrobili w tej sprawie) chwała Berlusconiemu i jego ministrom)
Oczywiście, jak zwykle w takich sytuacjach, pada argument, że odmówienie kobiecie pokarmu to tylko odmowa kontynuowania uporczywej terapii. Ale przecież pokarm i picie nie jest terapią, a po prostu odzywianiem. Odmowa zaś pożywienia nie jest zaprzestaniem terapii, a zwyczajnym skazaniem kogoś na śmierć głodową. Kogoś, o kim wcale nie wiemy, w jakim stanie rzeczywiście się znajduje, nie wiemy, czy jest czy nie jest w stanie cokolwiek odczuwać i jak odbiera rzeczywistość.
Wyrok śmierci na kobiecie nie jest także eutanazją. Ta ostatnia zakłada bowiem wyrażoną prośbę o śmierć pacjenta. Eluana Englaro takiej prośby nie wyraziła. Nie mamy więc do czynienia z eutanazją, a ze zwyczajnym morderstwem sądowym, dokonanym na zimno, w majestacie prawa, przez uczynnych "lekarzy". Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, by ktoś jeszcze po tym, co zrobili zdecydował się u nich leczyć... Bo to jednak nie wiadomo, czy nie uznają, że lepiej nas zabić niż podać nam kromkę chleba!
Ale ta śmierć to także trudna lekcja dla nas wszystkich. Od teraz we włoszech (ale nie oszukujmy się nie tylko) nikt nie jest bezpieczny. Każdy z nas może bowiem stracić świadomość, a wtedy zawsze można nas zagłodzić, jeśli będzie to tańsze, lub wygodniejsze dla rodziny lub państwa. A wyrok wykonają lekarze, którzy są przecież powołani do leczenia, a nie do zabijania. A przynajmniej byli do tego powołani, gdy żyliśmy w świecie cywilizowanym. Teraz zapada nad nami noc barbarzyństwa.
Inne tematy w dziale Polityka