PiS powraca do polityki prorodzinnej - zapewniają politycy tej partii, powołując się na nowy (jeszcze nie uchwalony, ale już niebawem) program tej partii. I choć komuś, kto obserwował dwa lata rządów tej partii i politykę wówczas prowadzoną przez minister Kluzik Rostkowską trudno uwierzyć, że program ten kiedykolwiek będzie wcielony w życie, to mniejsza już o to. O wiele ciekawsza jest lektura samych tych pomysłów, które Prawo i Sprawiedliwość uznaje za prorodzinne, a które są tylko pomysłami socjalnymi, które nic nie dadzą większości rodzin, a za to wyciągnął pieniądze zbudżetu.
Zacznę jednak od pochwał. Świetnym pomysłem jest wydłużenie urlopów macierzyńskich o osiem tygodni. Jako że mam w domu 9-miesięcznego malca, a kolejny szykuje się do przyjścia na świat mam świadomość, jaką zbrodnią dokonywaną na dziecku jest pozbawianie go matki, gdy ma on 18 czy nawet dwadzieścia tygodni życia. I nie przekonują mnie do sensowności tego pomysłu argumentacje finansowe, że to drogo kosztuje, bo nie mam wątpliwości, że o wiele drożej kosztować będą państwa długofalowe konsekwencje odbierania maluchom matek na najwcześniejszym etapie rozwoju. Każdy tydzień przedłużenia pobytu z mamą(a nie z babcią czy dziadkiem, jak zaproponowali "prorodzinni geniusze" z PO) jest więc wartością. Problem polega tylko na tym, że nie wierzę, żeby PiS się na to odważył, a Joanna Kluzik Rostkowska (odpowiedzialna za politykę prorodzinną w rządzie PiS) zdecydowała się na taki ruch, zamiast promować żłobki...
Mniejsza o moją wiarę. Weźmy się za analizę innych pomysłów, które są już zdecydowanie mniej dobre. Oto partia chcąca uchodzić za prorodzinną postanowiła rzucić rodzin wielodzietnym jałmużnę w postaci "karty rodziny wielodzietnej" (he, he - moja skromna rodzinka już się załapuje na ten projekt), która - uwaga, uwaga - cieszcie się wszyscy wielodzietni - uprawni do zniżek w komunikacji, a także w obiektach sportowych, kinach, teatrach i muzeach.
Fajny pomysł tylko, że nic nie mający wspólnego z polityką prorodzinną, a będący kolejną odsłoną polityki socjalnej, która pomaga wyłącznie ubogim, ale nie zachęca tych, którzy mają się nieźle do zakładania licznych rodzin. Takim pomysłem byłoby zaś nie dawanie jałmużny, ale nie zabieranie rodzinom pieniędzy, które uczciwie one zarobiły. Ot wystarczy wprowadzić nie ulgi prorodzinne, tylko rodzinne rozliczanie się: podzielenie dochodów na wszystkich członków rodziny i dopiero wyliczanie podatku. Nie ma w tym nic trudnego, ale naszym politykom pozostawienie spraw rodziny w ich własnych rękach nie mieści się w głowach. A uznanie, że rodzina wielodzietna nie musi być biedna i nie zawsze potrzebuje ochłapów z MOPS-u czy urzędu gminy, jest już zupełnie nie do przyswojenia. Jeśli zaś państwo ma rzeczywiście ochotę coś rodzinom ofiarować, to może naliczać składki ZUS kobietom, które zdecydowały się na pracę w domu i wychowanie własnych dzieci, co - czemu nie zaprzeczy poważny psycholog - jest dla dzieci najlepszym rozwiązaniem...
Równie mało prorodzinny jest pomysł, by wydłużyć czas pracy szkół od 6 do 18. A już zupełnie kuriozalne jest uzasadnienie, że dzięki temu dzieci z klas jeden - trzy będą otrzymywać korepetycje w ramach godzin szkolnych, a nie poza nimi. Pomijając już fakt, że akurat dzieci w klasach jeden-trzy bardziej potrzebują matki i ojca i kontaktu z nimi (a także tego, by to oni pomagali im w lekcjach), niż korepetycji od 6 do 18 (z przerwą na normalne lekcje szkolne), to jakoś nie znam zbyt wiele dzieci na tym etapie rozwoju, które biorą korepetycje! Może posłowie znają, ale ja - przyznaje się - nie.
Ale po co ja o tym wszystkim piszę... Warto przypomnieć, że w poprzednim programie PiS też były liczne prorodzinne zapisy. A gdy przyszedł moment sprawdzianu i głosowania nad ulgami prorodzinnymi, to PiS głosował przecież. A przeszły one dzięki determinacji Prawicy Rzeczpospolitej, Ligi Polskich Rodzin i głosom Platformy Obywatelskiej. I niestety obawiam się, że teraz nie będzie inaczej, bo rodziny wielodzietne nie wyjdą na ulice, tylko w spokoju i ciężkiej pracy będą robić same, to w czym ani państwo ani główni gracze polityczni pomagać im nie chce, a od czego zależy przyszłość Polski.
Inne tematy w dziale Polityka