Współczesna medycyna - donoszą media - odniosła kolejny wielki sukces: pomogła rodzicom uchronić ich dziecko przed rakiem piersi... I byłaby to piękna historia o triumfie wiedzy nad chorobami, gdyby nie drobny, ale jakże istotny szkopuł, że sukces ten odniesiono nie tyle dzięki wyeliminowaniu choroby czy noszącego ją genu, a poprzez wyeliminowanie osób chorych.
Technika, którą zastosowano w tym wypadku polega bowiem na zapłodnieniu kilkunastu komórek jajowych, odczekaniu trzech dni i przebadaniu zarodków pod kątem obecności w nich genów, które mogą skutkować rakiem. A dalej jest już zupełnie jak na rampie w Auschwitz: zdrowe (a przynajmniej część zdrowych zarodków) na prawo, chore na lewo. Jedne zarodki (bez przesady też nie wszystkie) będą mogły się urodzić, a inne won do śmietnika. W konkretnym, opisywanym przez media przypadku przebadano w sumie 11 zarodków: 5 było zdrowych, 6 z wadą genetyczną. Kobiecie wszczepiono dwa zdrowe zarodki, na świat przyszło jedno dziecko. Jednym słowem ceną za jedno zdrowe życie jest 10 innych żyć, których jedyną winą było to, że rodzice martwili się o to, że kiedyś ich dziecko może być chore.
Co ta technika eliminacji chorych ze świata ma wspólnego z medycyną trudno zgadnąć. W istocie bowiem technicy odpowiedzialni za zabijanie chorych nikogo nie leczą, a jedynie eliminują tych, którzy urodzić się nie mogą (w tym przypadku byli to nosiciele genu, który może - ale nie musi - skutkować rakiem, ale równie dobrze mogą to być nosiciele rozmaitych innych chorób czy zespołów). Jeśli ludzi, którzy ów zabieg przeprowadzili uznać za lekarzy, to z równym uzasadnieniem za lekarzy należy uznać SS-manów z rampy w Auschwitz, czy hitlerowskich psychiatrów, którzy także eliminowali z Niemiec choroby psychiczne poprzez wyeliminowanie chorych.
Zgoda na tego typu praktyki ma zaś bardzo proste konsekwencje. Jeśli dziś godzimy się na to, by zabijać nienarodzonych tylko dlatego, że mają oni pecha i są nosicielami nieodpowiednich genów, to nie bądźmy zdziwieni, jeśli za dziesięć lat ktoś wpadnie na pomysł, by podobnym badaniom poddawać niemowlaki, by oczywiście w imię spokoju rodziców i bezpieczeństwa systemów ubezpieczeń zdrowotnych, wyeliminować tych narażonych na ciężkie choroby. Albo jeśli nie wyeliminować to przynajmniej obciążyć ich rodziców większymi podatkami czy składkami, tak by ich fanaberia posiadania dziecka, jakie zostało im ofiarowane, nie wpływała na finanse publiczne.
Inne tematy w dziale Polityka