Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
555
BLOG

Ale o co chodzi?

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 25

Spór jaki rozpaliła propozycja (informacja?, sugestia?) posła Jarosława Gowina, by wprowadzić do polskiego prawa "testament życia" przypomina dyskusje przedszkolaków o całkach. Nikt nie wie, o co chodzi (bo sam Gowin przyznał, że projektu prawa regulującego te kwestie nie ma), ale każdy ma zdanie w tej kwestii i poczuwa się w obowiązku, by dystansować się lub popierać Gowina w tej kwestii. A dokładniej wcale nie w tej, a w kwestii eutanazji, która z zaprzestaniem uporczywej terapii (a w sensie ścisłym uregulowanie tego problemu zaproponował poseł PO) niewiele ma wspólnego.

Zaprzestanie uporczywej terapii polega bowiem tylko na tym, że w pewnym momencie, gdy mamy już świadomość, że człowiek umiera, a kolejne procedury medyczne jedynie przedłużają agonię, możemy zaprzestać ich stosowania (chodzi o procedury nadzwyczajne, a nie zwyczajne np. podawanie leków przeciwbólowych), by pozwolić mu spokojnie umrzeć (a śmierć jest przecież tak samo naturalna jak życia). "Od eutanazji należy odróżnić decyzję o rezygnacji z tak zwanej „uporczywej terapii”, to znaczy z pewnych zabiegów medycznych, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać, lub też są zbyt uciążliwe dla samego chorego i dla jego rodziny. W takich sytuacjach, gdy śmierć jest bliska i nieuchronna, można w zgodzie z sumieniem „zrezygnować z zabiegów, które spowodowałyby jedynie nietrwałe i bolesne przedłużenie życia, nie należy jednak przerywać normalnych terapii, jakich wymaga chory w takich przypadkach”. Istnieje oczywiście powinność moralna leczenia się i poddania się leczeniu, ale taką powinność trzeba określać w konkretnych sytuacjach: należy mianowicie ocenić, czy stosowane środki lecznicze są obiektywnie proporcjonalne do przewidywanej poprawy zdrowia. Rezygnacja ze środków nadzwyczajnych i przesadnych nie jest równoznaczna z samobójstwem lub eutanazją; wyraża raczej akceptację ludzkiej kondycji w obliczu śmierci" - wskazuje Jan Paweł II w encyklice "Evangelium vitae".

I zapewne na te słowa powołuje się poseł Gowin twierdząc, że jego propozycja jest niekontrowersyjna moralnie. Ale tak by było tylko wówczas, gdyby znane były konkretne zapisy proponowanego prawa. A wszyscy mają świadomość, że z tych słów papieskich trudno wyprowadzić jasne zapisy prawne. Decyzja w takiej sprawie musi być bowiem podejmowana przez pacjenta (podmiot moralny), ewentualnie jego rodzinę (jeśli on sam nie jest zdolny do podejmowania decyzji) i lekarza. To oni są bowiem podmiotami moralnymi, oni mają wiedzę, i oni są osobami decyzyjnymi. Próba ubrania w formę prawną decyzji o zaprzestaniu terapii jest niezwykle trudna i może rodzić obawy albo o pozbawienie wolności sumienia lekarza, albo o nadmierny tego ostatniego paternalizm w odniesieniu do pacjenta. Nie oznacza to jednak wcale, że jakieś zapisy nie są potrzebne. Na razie bowiem w Polsce panuje (gdzieniegdzie) nadmierny paternalizm lekarski, a pacjenci są niekiedy pozbawieni możliwości realnego wyboru (co oznacza również zaprzestania w pewnym momencie, gdy jest już ona tylko przedłużaniem agonii, terapii).

Aby jednak na poważnie rozmawiać na ten temat trzeba mieć przed oczami choćby projekt prawa, jakie jest proponowane. A tego brak. Jarosław Gowin poinformował bowiem TVN24 o tym, że proponuje wprowadzenie "testamentu życia", ale nie powiedział (bo jak sam przyznaje na ten temat toczy się w Komisji dyskusja), co konkretnie miałby on oznaczać i z jakimi zapisami byłby związany. A to właśnie one są kluczowe. Zadajmy bowiem tylko kilka zupełnie podstawowych pytań:

1. Czy podawanie pokarmu jest uporczywą terapią czy nią nie jest?
2. Kto diagnozować, by miał, że stan pacjenta jest już agonalny?
3. Jaką definicję śmierci czy agonii przyjmujemy?
4. Jak sprawić, by tańsza (nie ma co ukrywać) dla szpitali czy zakładów ubezpieczeniowych i wygodniejsza dla rodzin prośba o zaprzestanie uporczywej terapii (gdy będzie to potrzebne) nie była wymuszana na chorych przez ubezpieczycieli czy właśnie rodzinę?
5. Jak zagwarantować podmiotowość moralną nie tylko pacjentom, ale i lekarzom, którzy mogą mieć odmienne rozpoznanie stanu chorego niż on sam, albo jego pełnomocnicy?

Pytania można mnożyć. A bez odpowiedzi na nie trudno odpowiedzieć, czy propozycja Gowina będzie (niezależnie od intencji tego polityka) tylko wprowadzeniem do polskiego dyskursu tematyki eutanazyjnej (na razie nie wprost, a pobocznie), jak to triumfalnie obwieszczają zwolennicy legalizacji zabijania pacjentów na ich prośbę (lub jak pokazuje praktyka na prośbę rodziny), a na ile jest próbą przyznania pacjentowi większej podmiotowości. Bez odpowiedzi na te pytania nie sposób także dyskutować, bowiem w istocie nie wiadomo, o co w projekcie  chodzi, jakie są jego realne zapisy i co ma on naprawdę oznaczać. Jedyne, co można wywołać taką informacyjną wrzutką - o polityczno-medialne bicie piany. A jakoś nie wierzę, by mogło to mieć pozytywne skutki. Pomysł prawnego uregulowania problemu zaprzestania uporczywej terapii (sam z siebie bardzo skomplikowany i trudny do uregulowania) przepadnie bowiem w medialnej debacie nad eutanazją czy "prawem do śmierci", oraz w partyjnych i wewnątrzpartyjnych przepychankach. To zaś może być, co jeszcze groźniejsze, pierwszym krokiem (wierzę Gowinowi, że nie jest to jego celem) na drodze do oswojenia eutanazji w dyskursie publicznym.

Nawet zatem jeśli pomysł był dobry i potrzebny (a jakieś zapisy w tej sprawie są potrzebne) to sposób jego realizacji i poinformowania o nim prawdopodobnie skutecznie pozbawił go możliwości (nawet najbardziej moralnej, bo i taka jest możliwa) realizacji.

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Polityka