Zmiana obiecywana przez Obamę zaczyna nabierać kształtów. Zaczęło się od jasnych deklaracji wsparcia dla promowania zabijania nienarodzonych na całym świecie, teraz przyszedł czas na potwierdzenie obietnic składanych środowiskom homoseksualnym. Na stronach internetowych "prezydenta elekta" w specjalnym dziale już teraz można zapoznać się z pomysłami Baracka Obamy i Joe Bidena.
Wówczas i teraz Obama obiecuje im właczenie ochrony orientacji seksualnej, tożsamości płciowej i płciowej ekspresji do katalogu praw człowieka. Współpracownicy prezydenta elekta proponują także poszerzenie zakresu obowiązywania tzw. hate crimes oraz przyznanie parom jednopłciowym wszystkich uprawnień małżeńskich, łącznie z prawem do adopcji dzieci. "Sądzi on - wyjaśniają autorzy stron internetowa - że dzieci zyskają dzięki posiadaniu zdrowego, kochającego domu, niezależnie od tego, czy rodzice będą homoseksualistami czy nie". Akcja politycznego promowania homoseksualizmu ma dotknąć także armię. Obama, podobnie jak jego demokratyczny poprzednik Bill Clinton, próbuje wymóc na wojsku rezygnację z prowadzonej przez nie polityki "Don't Aks, Don't Tell", co ma doprowadzić do większej obecności homoseksualistów w wojsku amerykańskim. Na razie to oczywiście tylko słowa. Ale biorąc pod uwagę progejowskie zaangażowanie Obamy mogą one dość szybko zostać wprowadzone w życie. I wtedy trudno będzie już polemizować z faktem, że wybór Obamy na prezydenta Stanów Zjednoczonych to poważny cios zadany cywilizacji judeochrześcijańskiej, której Stany Zjednoczone były istotnym komponentem. A powodem nie jest kolor skóry (ten bowiem nie ma najmniejszego znaczenia politycznego, moralnego, ani cywilizacyjnego), ale kierunek, w jakim chce pchnąć USA i świat prezydent elekt. Kierunek ten testowano już kilka razy w historii, i zawsze jego skutkiem był upadek cywilizacji. Jeśli tym razem nie będzie podobnie, to tylko dlatego, że wciąż jest nadzieja na odrzucenie kierunku Obamy, i to przez jego własnych często kolorowych wyborców, którzy głosując na niego w wyborach, odrzucili także pomysł równouprawnienia par jednej płci z małżeństwami. Jeśli tak się nie stanie, o kolejni prezydenci nie skorygują pomysłów Obamy, to nastąpi koniec dawnej Ameryki. A z nią świata, jaki znamy! Bo nie ma się co oszukiwać, że zmiany obyczajowe, których gwarantem wydaje się być Obama nie dotknął armii czy polityki zagranicznej USA. Akceptacja pewnych zachowań nie pozostaje bez wpływu na życie społeczne, i na zdolność państw i imperiów do przeżycia i odgrywania istotnej roli w świecie. Społeczeństwa wyrzekające się płodności czy związanej z nią odpowiedzialności i propagujące czysty hedonizm (a tym jest w istocie to, co proponuje propagadna gejiwska) przestają być także płodne w życiu międzynarodowym. I o tym też trzeba pamiętać myśląc o pozornie wewnętrznych decyzjach Stanów Zjednoczonych.
Inne tematy w dziale Polityka