Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
199
BLOG

Najważniejsze święto narodowe

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 27
Jeśli mamy mówić w Polsce o świętach narodowych, takich, które rzeczywiście tworzą naszą tożsamość i odgrywają ważną rolę w naszych osobistych i rodzinnych kalendarzach, to zamiast wspominać o 11 listopada, 15 sierpnia czy 3 maja powinniśmy wracać do 1 i 2 listopada. Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny - to bowiem najważniejsze narodotwórcze i państwowotwórcze dni w polskim (nie tylko i nie przede wszystkim kościelnym) kalendarzu. Bez nich nasza tożsamość byłaby o wiele słabsza (a przecież po zerwaniu jaki zafundowała nam wojna światowa, przesunięcie granic i 50 lat komunizmu nie jest ona w stanie rozkwitu)  i brakowałoby jej kręgosłupa, na którym mogłaby się opierać. Zapalone znicze, ciche modlitwy i spacery po cmentarzach połączone z rozmowami z dziećmi o ich przodkach, poprzednikach i polskich bohaterach stanowią najlepszą szkołę nie tylko patriotyzmu, ale i dumy z tego kim się jest i skąd się pochodzi.

Jakoś szczególnie mocno uświadomiłem to sobie wczoraj i dziś na warszawskich i podwarszawskich cmentarzach spacerując, modląc się na grobach bliskich i tych, o których nie wiedziałem niczego poza tym, że ich mogiły były puste, i rozmawiając z żoną i dziećmi. Opowieści o dziadkach, pradziadkach i polskich bohaterach, zapalanie zniczy i wspólna modlitwa jakoś szczególnie nas łączyła nie tylko ze sobą, ale i z tymi, którzy już umarli, którzy odeszli, ale są wciąż z nami. Szeroko otwarte oczy córki i pytania, które zadawały upewniały nas, że te opowieści – o pradziadku kowalu, który zginął naprawiając carską armatę, o dziadku, który siedział w sowieckich łagrach, a potem jako kucharz wracał do Polski przez Bliski Wschód i Wielką Brytanię, o babci, która ukrywała Żydów, o wujku, który chciał być księdzem, ale umarł w dzieciństwie i o  stryjecznej babci, która umarła z tęsknoty za nim – są ważne nie tylko dla nas, ale i dla niej. 

Snując te opowieści, między jednym grobem a drugim, uświadamialiśmy sobie (ta liczba mnoga odnosi się do mnie i do żony), jak czasem niewiele wiemy, jak zaniedbaliśmy okazję, by dowiedzieć się więcej, i jak wielu rzeczy już nigdy się nie dowiemy. I dlatego zaraz po spacerze zabraliśmy się do wypytywania rodziców (a dziadków naszych dzieci) o szczegóły, nazwiska, daty i wspomnienia. W połączeniu ze spacerem, ze zdjęciami dało to nam niesamowitą lekcję historii: nie tej wielkiej, ale drobnej, rodzinnej, zwyczajnej. Te niewielkie narracje, opowieści o najbliższych tworzą wielką opowieść o świecie, który choć w sferze makro doznał zerwania to przecież w świecie rodziny trwa nadal w opowieściach, świadectwach, zapiskach i zdjęciach. Może nie ma ich wiele: przeprowadzki, zerwania, ucieczki, pożary zdekompletowały zapewne rodzinne albumy, ale coś w nich pozostało.
 
Ci prości ludzie ze zdjęć mojej i mojej żony rodziny: rolnicy, kowale, robotnicy, drobni urzędnicy i nauczyciele w wielkich (i niewielkich) kombinatach PRL-u sprawili, że jesteśmy tacy a nie inni. Ich rysy (ledwo czasem dostrzegalne na kiepskich zdjęciach) odnajdujemy teraz w rysach naszych dzieci, a ich charektery (choćby Sikorów – rodziny mojej babci ze strony taty) odnajduję (a żona jeszcze bardziej) aż nadto dobitnie w moim własnych zachowaniu... I już tylko dlatego (jeśli nie włączać w to głębszej mistyki rodziny czy rodu) winien jestem wierność ich zasadom, wierze i trudnej chłopskiej codzienności. Wierność, której istotny elementem pozostaje pamięć i przekazanie ich wartości dalej – w nieprzerwanym ciągu pokoleń.

To osobiste (nie tylko z tych świąt, ale w tych uświadomione szczególnie mocno, bo tym razem to ja zająłem miejsce swoich rodziców i opowiadałem dzieciom naszę wspólną historię) przeżycie nie jest przecież tylko moim doświadczeniem. Patrząc się na tłumy na cmentarzach i słysząc strzępy rozmów widziałem, że inni robili to samo. Ojcowie czy dziadkowie snuli swoją opowieść, a dzieci zwyczajnie ich słuchały. I choć zapomną o nich w pośpiechu życia, to wrócą do tych opowieści i przekażą je dalej, naszym wnukom, a ich dzieciom. A 1 i 2 listopada stanie się dla nich znakomitą okazją, by to robić. Dlatego trzeba te święta pielęgnować, cenić i przeżywać razem. Bez nich bowiem, w kraju o zerwanej ciągłości historycznej i w świecie, który tożsamość zastępuje płytką zabawą głębokimi symbolami, stracimy nie tylko tożsamość narodową, ale i świadomość tego kim jesteśmy jako jednostki. 

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Polityka