Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
245
BLOG

Bezwstyd Wolszczana

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 149
Słów, które padły z ust Aleksandra Wolszczana na antenie TVN24, czy w oświadczeniu dla prasy - nie należy lekceważyć. One nie tylko oddają nastrój części (niestety niemałej) polskich "elit" naukowych, ale też pokazują, że - mimo swoich niewątpliwych sukcesów naukowych - astronom zwyczajnie nie nadaje się na nauczyciela akademickiego. Tytuł profesorski zaś, którym wszyscy się posługują, powinien być traktowany czysto umownie.

Uczony, nauczyciel akademicki, profesor, to bowiem - jak rozumiała to tradycja klasyczna - nie tylko ktoś, kto zdobył pewien zasób wiedzy czy umiejętności technicznych i potrafi się nim sprawnie (czy jak w tym przypadku bardzo sprawnie) posługiwać. Nauczyciel to także mistrz, który w ramach swojej dyscypliny powinien także uczyć studentów, uczniów pewnego stylu życia, etosu, zaangażowania społecznego i naukowego, moralności wreszcie. Nauczyciel powinien być mistrzem dla swoich uczniów. A trudno, by był nim ktoś, kto otwarcie deklaruje, że fakt iż był kapusiem (za prezenty i pieniądze), nie budzi w nim poczucia wstydu. 

I to nie dlatego, że kiedyś zachował się niegodnie naukowca (nie on jeden, czego żywym dowodem był histeryczny sprzeciw polskich naukowców, wobec ustawy lustracyjnej), choć niewątpliwie tak się właśnie zachował, ale dlatego, że nie jest w stanie odróżniać dobra od zła, tego, co haniebne i czego wstydzić się należy (a takim czynem jest niewątpliwie donoszenie na rodzinę i kolegów) od tego, co jest neutralne moralnie. Taki człowiek może być wybitnym technikiem, ale trudno o nim mówić "profesor"...

Szczególnie, gdy próbuje on naiwnie dowodzić, że "jest pewien, że nikomu nie zaszkodził". Po co w takim razie oficerowie SB spotykali się z nim przez wiele lat? Dlaczego doceniali jego donosy prezentami i gotówką? Czy TW Lange chce nam dowodzić, że byli oni bezinteresownymi miłośnikami astronomii, którzy chcieli pomóc młodemu jej adeptowi? A może powodem miał być sympatyczny wyraz twarzy naukowca? Jeśli nie, to chyba jednak jakieś korzyści ze spotkań z Wolszczanem bezpieka miała, a jej korzyści zazwyczaj oznaczały straty dla osób, na które się donosiło. Tajny współpracownik mógł oczywiście uważać, że wiedza jaką przekazywał oficerom SB była banalna i pozbawiona wartości, problem polega na tym, że bezpieka niejednokrotnie oceniała tę wiedzę inaczej. 

Oczywiście przypadek Wolszczana nie jest czymś wyjątkowym. Nasycenie agenturą kadry naukowej było o wiele wyższe niż Kościoła. I nie jest to tylko wniosek na podstawie histerii, jaką wywołał projekt lustracji naukowców, ale wyniki coraz głębszej kwerendy prowadzonej przez IPN. Słowa zaś na temat godności profesorskiej trzeba odnieść do wszystkich naukowców, którzy splamili się kapusiostwem, a teraz nie odczuwają z tego powodu wstydu. Profesorami to oni może i są, ale nauczycielami i mistrzami bez wątpienia nie... 

A swoją drogą skoro ani Wolszczan, ani inni "profesorowie" nie wstydzą się współpracy - to może warto zrobić wielką wystawę pod tytułem: "Naukowcy, co się współpracy nie wstydzą". A na niej wystawić zdjęcia "uczonych", którzy swoją karierę wspomagali donosami. Pod zdjęciem możnaby wystawić prace oficjalne i te mniej oficjalne, a także zdjęcie z przeszłości i obecne. Ci, którzy się nie wstydzą, bo nikomu nie szkodzili, nie mają się czego obawiać. Ciekawe zatem, co na propozycję takiej wystawy powiedziałby Aleksander Wolszczan?

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (149)

Inne tematy w dziale Polityka