Spór o słowa posłanki Krystyny Pawłowicz (czy mój proces) na temat jednego z polityków Ruchu Palikota jest w istocie sporem o to, czy w Polsce można jeszcze mówić prawdę. Istotą sporu nie jest tu bowiem forma, ale to, czy o płci decyduje rzeczywistość, biologia czy widzimisię osoby. I wreszcie, czy mamy prawo zachować swoje poglądy czy też zostaną one zakazane.
I niestety nie jest to przesada. W pozwie, jaki wysłał do mnie znany polityk Ruchu Palikota, sprawa jest postawiona zupełnie jasno. Sąd ma mnie zmusić do uznania tego, że jest on kobietą. Reakcje na wypowiedź (ostrą, może niezbyt przyjemną i sympatyczną, ale prawdziwą) prof. Krystyny Pawłowicz są zaś tylko potwierdzeniem tego pozwu. Głównym zarzutem jest bowiem to, że posłanka miała obrazić polityka RP określając go mianem mężczyzny.
Problem polega tylko na tym, że tak biologicznie właśnie jest. Zmiana nazwiska, hormony czy nawet (tu wcale nie jest pewne, że się ona odbyła) operacja na narządach czy skonstruowanie narządów nieco przypominających kobiece nie zmienia tożsamości osobniczej i płciowej, która zawarta jest w genach. Tych nie da się zmienić i na to ani Anna Grodzka ani nawet sąd nie może nic poradzić. To jest rzeczywistość. Jedyne zatem, co można zrobić to spróbować zakazać mówienia o niej. Sprawić, że każdy, kto mówi o rzeczach oczywistych staje się transfobem, co z czasem może zostać spenalizowane. Ale i to nie zmieni rzeczywistości. Mężczyzna pozostanie mężczyzną, a kobieta kobietą. Wszystkie próby podważania tej prawdy są niebezpieczne dla cywilizacji i świata, w którym żyjemy, rozbijają bowiem ich fundamenty. Bardzo mocno przypomina o tym Benedykt XVI wzywając nas do walki z ideologią gender, będącą ogromnym zagrożeniem nie tylko dla Kościoła, ale też dla świata.
Afera o wypowiedź posłanki Pawłowicz czy mój proces z osobą prezentującą się jako Anna Grodzka jest właśnie elementem fundamentalnego sporu o rzeczywistość i prawo do mówienia o niej, w zgodzie z własnymi, a nie lewackimi poglądami.
Inne tematy w dziale Polityka