Jarosław Gowin nie będzie popierał ochrony życia dzieci z zespołem Downa. Powód? Nie będzie naruszał kompromisu, bo w efekcie wahadło może wychylić się w drugą stronę, i lewica może zalegalizować zabijanie w ogóle. Argument to stary, jak polskie debaty aborcyjne, ale bazujący na fałszu.
Nie sposób bowiem pominąć takiego drobiazgu, jak to, że nie ma w Polsce kompromisu aborcyjnego. Lewica dwukrotnie zmieniała ustawę, zupełnie nie przejmując się takim drobiazgiem, jak rzekomo święty kompromis. Za pierwszym razem prawo do aborcji zablokował prezydent Lech Wałęsa, za drugim razem, zostało ono zmienione, i dopiero decyzja Trybunału Konstytucyjnego przywróciła poprzednie rozwiązania prawne. W takiej sytuacji mówienie o kompromisie, trudnym dla obu stron jest absurdalne. Nie ma bowiem i nigdy nie było nic takiego, jak przyjęcie przez aborcjonistów tej ustawy. Jeśli ona istnieje, to jedynie dlatego, że nie mają oni dość sił, aby ją zmienić.
Druga z tez leżących u podstaw wypowiedzi Jarosława Gowina też jest absurdalna. Według niej nie należy zmieniać prawa, bo to rozwścieczy drugą stronę, i ta przystąpi do kontraataku. Idąc dalej tym tropem w ogóle nie należy nic robić, bo może to zezłościć lewicę. I niestety tak zachowuje się większość prawicy na Zachodzie. Tyle, że oni poszli jeszcze krok dalej. Już nie tylko ostrzegają przed jakimkolwiek poprawianiem prawa, tak by było ono mniej barbarzyńskie, ale nawet sami je zmieniają (pod hasłem, że jeśli my nie zrobimy trochę, to oni zrobią wszystko). W efekcie prawica niczym istotnym nie różnie się od lewicy, a prawo zmienia się w postępowo-lewackim kierunku. Wolno, ale systematycznie, żeby nie drażnić lewicy.
Nie lekceważę obaw Jarosława Gowina, ale nie ulega dla mnie wątpliwości, że nie stanowią one argumentu przeciw próbom prawnych zmian. Są one konieczne po pierwsze dlatego, że wciąż giną dzieci, a my mamy obowiązek bronić ich życia. Ale jest i drugi, polityczny powód, jeśli nasz konserwatyzm czy katolicyzm ma cokolwiek znaczyć, to nie może być katolicyzmem czy konserwatyzmem bezobjawowym ze strachu przed lewicą. Działając w ten sposób włączamy się bowiem w schemat zaplanowany przez obóz postępu. I nie próbujemy nawet przeprowadzać prawnej kontrrewolucji. Bez niej nie ma zaś sensu określać siebie prawicą.
Inne tematy w dziale Polityka