Gdy brak argumentów, gdy ma się świadomość, że środowisko zamotało się we własne kłamstwa pozostają groźby. I właśnie do tej metody ucieka się obecnie „Gazeta Wyborcza”, która piórem Wojciecha Czuchnowskiego zaczyna już grozić środowisku „Gazety Polskiej”. I nie ma co lekceważyć tych gróźb pamiętając, że środowiska zwolenników kłamstwa smoleńskiego mają już krew na rękach.
Metoda opisu wydarzeń jest w przypadku „Gazety Wyborczej” zawsze ta sama. Znajduje się jakiś napis, którego treść może się nie podobać (chociaż akurat te przytaczane przez Czuchnowskiego nie są przesadnie ostre, a i opinie uznawane za skandaliczne specjalnego skandalu nie wywołują), a potem wzorem mistrza Adama Michnika opatruje się je ostrym, oskarżającym i emocjonalnym komentarzem, który ma w czytelnikach wywołać wrażenie, że zło czai się u bram.
Tym razem owym złem jest środowisko „Gazety Polskiej”. A zarzuty jakie mu się stawia aż mrożą krew w żyłach. „Organizatorami smoleńskich miesięcznic i rocznic są środowiska skupione wokół tygodnika ''Gazeta Polska''. Odpowiadając na pytanie, ''kto zyskał na tragedii'', należy wskazać właśnie w ich stronę. Po 10 kwietnia 2010 r. osiągnęli rynkowy sukces - zwielokrotnili sprzedaż swojego pisma, uruchomili dziennik. Chwilami wydaje się, że podporządkowali sobie nawet Jarosława Kaczyńskiego” - opisuje Czuchnowski. I niestety nie wyjaśnia, dlaczego stworzenie dziennika ma być zbrodnią? Nie jest też jasne, co złego jest w zwielokrotnieniu sprzedaży, które opiera się na tym, że „GP” była jednym z nielicznych mediów drukowanych, który zwyczajnie szukał informacji o katastrofie, a nie zadowalał się przedrukami z postsowieckiej propagandy?
Dalej też jest po gazetowyborczemu. Dużo mocnych przymiotników i czasowników, które jasno pokazują stan emocjonalny piszącego. „We wtorek i w poniedziałek ze świętoszkowatym uśmiechem podjudzali tłum, by krzyczał jeszcze mocniej” - grzmi Czuchnowski, nie wyjaśniając jednak, czym różni się uśmiech świętoszkowaty od zwyczajnego, i na czym polegać miało podjudzanie (panie Czuchnowski, czy przypadkiem stosowanie takich słów nie jest antysemityzmem?). A na koniec zachowuje istotę swojego przekazu posuwając się już do groźby. „Widok tych władców dusz pod Pałacem i ambasadą przypomniał mi scenę zebrania rewolucjonistów z ''Biesów'' Dostojewskiego, w której wykłada się teorię ''puszczania dreszczy'' w lud, ''tak by jedni zaczęli pożerać drugich''. To właśnie oni robią. Z krzyżem w ręku i modlitwą na ustach rozpętują nienawiść między Polakami. Kiedyś ta nienawiść obróci się przeciwko nim” - oznajmia cyngiel z „Gazety Wyborczej”.
Te słowa można by traktować oczywiście jedynie jako publicystyczny chwyt, gdyby nie jeden drobny fakt. Otóż ponad rok temu też mówiono o rozpętanej przez PiS nienawiści, która zwróciła się przeciw PiS-owi. Jej ofiarą był Marek Rosiak. Czuchnowski zaś otwarcie wskazuje, że następne ma być środowisko „Gazety Polskiej”. Jeśli komuś rzeczywiście stanie się krzywda, jeśli wywoływana takimi tekstami nienawiść do części polskiej opinii publicznej rzeczywiście zwróci się przeciw środowisku „Gazety Polskiej” Czuchnowski nie będzie mógł udawać, że nie ma krwi na rękach...
Inne tematy w dziale Polityka