Kazimierze Szczuce i TVP nieczęsto zdarza się mnie zaskoczyć. Ale tym razem – dzięki programowi „Pytanie na Śniadanie” im się to udało. Czołowa polska feministka broniła bowiem, jak niepodległości prostytucji. Ta ostatnia jest jej zdaniem dobrym sposobem na zarabianie pieniędzy w czasie studiów. Jej zdaniem trzeba zrozumieć, że dziewczyny się prostytuują, bo gdyby nie to – to musiałyby pracować na zmywaku.
Nie jestem feministą. I nigdy nie będę. Ale mam wrażenie, że feministki powinny zająć się obroną kobiet. Niewiele jest zaś rzeczy bardziej obrzydliwych i poniżających kobietę (mężczyznę też) niż prostytucja, czyli oddawanie tego, co najbardziej intymne, najważniejsze dla kobiety (dla mężczyzny także) za pieniądze. Sprzedawanie własnej godności. Tym, którzy tego nie rozumieją (bo jak Kazimiera Szczuka twierdzą, że seks „to tylko gra”) proponuje proste doświadczenie intelektualne. Zadajcie sobie pytanie, czy chcielibyście, żeby Wasza córka została prostytutką, żeby była sponsorowana? Ja, a podejrzewam, że tak samo większość ojców (także tych, którym zdarzyło się kiedyś korzystać z usług „prostytutek”), by nie chciało. A powód jest dość oczywisty: w gruncie rzeczy wiemy, że sponsoring jest zwyczajną prostytucją.
I nie zmieniają tego pochylone z troską nad prostytutkami twarze dziennikarzy, którzy razem z feministką przekonują, że w zasadzie nie ma w tym nic złego, że dziewczyny poważnie traktują swoje studia, więc zamiast męczyć się na zmywaku i zawalać egzaminy wybierają szybszy sposób zarabiania pieniędzy. Nie zmieni także nazywanie „biedakami” dziwkarzy, którzy z ich usług korzystają, czy zapewnienia, że oni często chcą sobie tylko ponarzekać na swoje żony, bo w gruncie rzeczy jest to również zdrada, tyle że o wiele bardziej raniąca, bo psychiczna i duchowa (zapytajcie się swoich żon czy partnerek drodzy obrońcy sponsorów, co by poczuły, gdyby dowiedziały się, że ich mąż ocenia je przed prostytutką).
To jednak, że nie zmienią się normy moralne, wcale nie zmienia faktu, że zmianie ulegnie nasze myślenie o niej. Fakt, że jedna piąta studentek (jeśli wierzyć badaniom) prostytuuje się, to efekt wieloletniej działalności rozmaitych obrońców wolności seksualnej czy postępowych feministek. Oddzielając seks od miłości, małżeństwa i prokreacji, czyniąc go jedynie grą doprowadzili oni do sytuacji, w której prostytucja nie jest już oceniana moralnie (szczególnie, gdy nie wiąże się z kwestiami estetycznymi), ale traktowana jest jak każda inna forma pracy. A przyklepywanie tego przez filmy takie jak „Sponsoring” czy audycje telewizyjne, tylko napędza to zjawisko. A do państwa prowadzących program, którzy przekonywali mnie, że nikt poza mną nie ocenia tych dziewcząt, mam jedno pytanie, czy byliby tak samo „wyrozumiali”, jak w programie, gdyby ich córki przyszły i oznajmiły im, że właśnie znalazły sobie sponsora... A on, jak pewien sponsor cytowany w tygodniku „Newsweek” zapewniłby im, że ich córka warta jest kasy, jaką za nią płacą.
Tekst ukazał się na portalu Fronda.pl
Inne tematy w dziale Polityka