Karp i Jezus Chrystus – to dla ekologów to samo. Męka Boga-człowieka, niewyobrażalne katusze Jezusa z Nazaretu są dla nich tylko okazją do obrony karpia. A my chrześcijanie milczymy, a nawet jak Jan Turnau usprawiedliwiamy ewidentne bluźnierstwo.
Akcja ratowania karpi (nie lubię, więc nie kupuje), jak co roku nabiera rozpędu. I wyrażana jest w coraz głupszy sposób. W tym roku ekolodzy posunęli się już wprost do bluźnierstwo (niemożebnie przy tym głupiego) wystawiając sztukę pt. „Droga krzyżowa karpia”. Sztuka ta jest nawiązaniem do drogi krzyżowej Jezusa Chrystusa, i ma nas przekonać, że umęczyliśmy karpia, jak wcześniej umęczono Zbawiciela.
KARP: Zrobiłeś mi wigilijną drogę krzyżową.
CZŁOWIEK: - Przesadzasz.
KARP: - Stacja pierwsza: pojmanie w stawie;
stacja druga: karp w płaszcz szkarłatny ubrany i wyszydzony,
stacja trzecia: w sklepie wystawiony w wodzie brudnej, płytkiej pod ciężarem wrogiego powietrza upada;
stacja czwarta: z wody wyjęty, na wagę przeniesiony, ból gwałtowny w środku;
stacja piąta: metka na skórę oddychającą, żywą przyklejona, w oczach strach i ból;
stacja szósta: ekspedientka z twardej bolesnej wagi go zabiera, ulga chwilowa, maleńka;
stacja siódma: nowy ból, przerażenie, do siatki nylonowej włożony, dusi się;
stacja ósma: im bliżej śmierci okrutnej, tym bardziej brak, brak, brak współczucia, litości, miłosierdzia, oczy mgłą zachodzą;
stacja dziewiąta: wrzucony do samochodu, wciąż żyje;
stacja dziesiąta: zdarli siatkę;
jedenasta: słowa uroczyście wypowiedziane: oto król stołu;
dwunasta: zapada ciemność;
trzynasta: kark strzaskany;
czternasta: złożenie”.
Tyle treści. Bez specjalnego wgryzania w temat można zauważyć, że sztuka ma jeden cel: bluźnierstwo. Sensu nie ma w tym żadnego. Karpia nie ubiera się w płaszcz szkarłatny, nie upada on pod ciężarem, i nawet się go nie wyszydza. Nie wiem, jak ekolodzy, ale przeciętny człowiek ma do karpia stosunek utylitarny. Nie szydzi z niego, i nie mówi o nim „król stołu”. Wszystkie te słowa i porównania mają tylko jeden cel: obrazić uczucia religijne chrześcijan, przez porównanie karpia do Zbawiciela, Boga-człowieka.
Ale nie trzeba być chrześcijaninem, ani nawet człowiekiem wierzącym, by dostrzec absurd i obrzydliwość tej akcji. Droga krzyżowa jest opisem strasznej śmierci człowieka na krzyżu, śmierci poprzedzonej torturami, bólem, wyszydzeniem i odrzuceniem. Śmierci, która kończy się okrzykiem „Boże mój, Boże czemuś mnie opuścił”. Porównanie takiej śmierci, ubiczowania, samotności do „cierpienia karpia” jest – najdelikatniej rzecz ujmując – idiotyzmem, a ujmując rzecz mocniej obrazą dla rozumu. Nawet ekolodzy nie mogą przecież twierdzić, że karpia mają świadomość ludzką, że odczuwają upokorzenie, wyszydzenie, samotność. Porównywanie – być może nieroztropnego przechowywania karpi (nie ma powodów, by zadawać – nawet rybom – cierpienie bez powodu) – do takich męczarni to zwyczajny dowód niezrozumienia rzeczywistości. Nie ulega też dla mnie wątpliwości, że nawet człowiek niewierzący dostrzega, że odwołanie do Męki Chrystusa, aby bronić karpia – to także jasne obrażanie rzeczy świętych dla chrześcijan, w imię... dobrostanu karpia.
Wszystkie te rzeczy są jasne dla każdego, no poza, niezawodnym w uzasadnianiu każdego laickiego kretynizmu Janem Turnauem. Ten niezawodny teolog oznajmił, że sztuka jest w porządku, bowiem chrześcijanie nie odczuwają „współczucia dla całego stworzenia”, które ponoć odczuwali św. Franciszek i Jezus. Nie wiem, skąd takie podejrzenie, ale z tego, co mi wiadomo „współczucie wobec stworzenia” (pomijając kontekst definicyjny słowa stworzenie) jest raczej specyfiką dżinizmu i buddyzmu, a nie chrześcijaństwa. Ale, co tam, nie będziemy się przecież w „Gazecie Wyborczej” czepiać drobiazgów, gdy dzięki temu można usprawiedliwić ewidentne bluźnierstwo.
Inne tematy w dziale Polityka