Brak argumentów najlepiej przykryć ostrymi epitetami i kłamstwem. I niestety do takiego stylu argumentacji posuwa się także Wojciech Maziarski w „Newsweeku”. Aby zbudować równowagę między „Krytyką Polityczną” i „Frondą” Maziarski używa kłamstw na temat „Agaty”, w które sam najwyraźniej uwierzył.
„To środowisko ma cięższe grzechy na sumieniu niż lewicowcy. Wystarczy przypomnieć choćby zorganizowaną 2008 roku i prowadzoną m.in. na internetowym forum tego pisma nagonkę na czternastolatkę, która chciała skorzystać z prawa do przeprowadzenia legalnej aborcji. Antyaborcyjni fanatycy podjęli wówczas akcję regularnego nękania jej, wywierania psychicznej presji, jeżdżenia za nią po szpitalach, naciskania na lekarzy, by nie wykonywali zabiegu itd. Właściwie rzecz kwalifikowała się do prokuratora. Władze państwowe, zamiast przykładnie ukarać organizatorów nagonki, wolały jednak ukryć dziewczynę i po cichu znaleźć szpital do przeprowadzenia zabiegu” - oznajmia Maziarski.
Językiem tej prasowej enuncjacji nie będę się zajmował. Nie trzeba być dziennikarzem czy medioznawcą, by dostrzec, że nagromadzenie epitetów jest tu wyższe niż przeciętne: nękanie, presja, naciskanie, prokurator, przykładnie ukarać – te słowa nie są neutralne i naczelny „Newsweeka” o tym wie. Używa zaś ich tylko po to, by wzbudzić niechęć do tych, którzy zdecydowali się bronić życia dziecka „Agaty” przed nagonką prowadzoną między innymi przez Wojciecha Maziarskiego. I udowodnić, że we „Frondzie” też są terroryści. Tyle, że terminologia to absurdalna, bowiem terroryści zazwyczaj zabijają, a nie bronią przed zabójstwem. Jeśli w tamtym sporze ktoś był zatem terrorystą to raczej właśnie Maziarski i jego kumple, którzy doprowadzili do rozerwania na strzępy maleńkiego dziecka.
Ale nie język jest w tej sprawie najgorszy, a kłamstwa, którymi posługuje się Maziarski. On przecież doskonale wie, że to dziewczynka wcale nie chciała zabić swojego dziecka, i że lekarze nie przeprowadzili aborcji w Lublinie i Warszawie, wcale nie dlatego, że przeszkodziła im w tym nagonka, a dlatego, że na dokumentach nie było podpisu „Agaty”. A nie było go, bowiem dziewczynka nie chciała śmierci swojego dziecka. Chciała go jej matka, która zmuszała swoje dziecko do zabójstwa, chciał tej śmierci Maziarski i Pacewicz, a także bez wątpienia Wanda Nowicka. Ale dziewczynka jej nie chciała. I dopiero po wielodniowej obróbce przez bliskich (jako autor książki o tej sprawie wiem więcej niż mogę ujawnić), po szantażach podpis dziewczyny znalazł się na dokumentach. I wtedy – za sprawą Ewy Kopacz – dziecko zostało rozerwane na strzępy.
Obrońcy życia i ksiądz, o czym też Maziarski zdaje się nie pamiętać, znaleźli się przy dziewczynce na jej prośbę. Jej mama chciała pomocy w zabójstwie wnuka, ona chciała uratować swoje dziecko. Nie udało się, i jeśli – jako przedstawiciel środowiska „Frondy” mam o coś do siebie pretensje, to raczej o to, że życia dziecka „Agaty” nie udało się uratować, a nie o to, że zaangażowaliśmy się w tę sprawę. Każdy uczciwy człowiek walczyłby o życie dziecka skazanego na śmierć. Każdy uczciwy człowiek wie, że terroryści nie bronią ludzi przed śmiercią, ale właśnie na strzępy rozrywają. Jeśli ktoś zatem powinien sam sobie uświadomić, jak wiele zła uczynił, to właśnie Wojciech Maziarski, i ci z jego współpracowników, którzy z zabijania uczynili swój sztandar.
Inne tematy w dziale Polityka