Informacja o tym, że holenderscy lekarze – zabijający pacjentów także na życzenie rodziny – chcieliby zakazać nieterapeutycznego obrzezania w pierwszym momencie wywołuje śmiech. Ale chwilę później zamiera on na ustach. Oto bowiem lekarze próbują wkraczać z argumentami medycznymi między Boga a człowieka. I nikt nie może nam zagwarantować, że nie zrobią tego także w odniesieniu do chrześcijan.
Obrzezanie, o czym warto przypominać, ma ogromne znaczenie duchowe. Dla Żydów i dla muzułmanów oznacza ono wprowadzenie w przymierze z Bogiem, jest wypełnieniem zobowiązania religijnego, od którego nie może być w ich rozumieniu wyjątku. Lekarze oznajmiając, że tego typu procedura medyczna jest zła wtrącają się w nie swoje sprawy i wypowiadają na tematy, do których nie mają kompetencji. A do tego naruszają wolność religijną rodziców dzieci i prawo do wybrania przez nich religii, w której dzieci będą żyć.
I dlatego każdy człowiek wierzący – także chrześcijanin – musi sprzeciwić się paranoi proponowanej przez Królewskie Holenderskie Towarzystwo Medyczne. Jeśli bowiem zaakceptujemy dokument, w którym zawarcie przymierza z Bogiem uznawane jest za „sprzeczne z z prawem dziecka do autonomii osobistej i fizycznej integralności”, to za kilka lat może pojawić się oświadczenie, w którym podobnie określony zostanie chrzest. Uzasadnieniem może być na przykład obawa przed szokiem, jakim może być „niehigieniczne użycie wody w odniesieniu do dziecka”. A jakiś ekspert oznajmi – oczywiście udając, że chodzi wyłącznie o medycynę – że polewanie dziecka wodą może być usprawiedliwione wyłącznie higieną osobistą, ale nie względami religijnymi.
Niemożliwe? Jeśli można próbować uznać obrzezanie za zło, to dlaczego tego samego nie zrobić w odniesieniu do chrztu!
Inne tematy w dziale Polityka