Artur Żmijewski – autor wywiadów (mocnych, bo wiele mówiących o kondycji współczesnej sztuki) z czołowymi polskimi artystami, blisko związany z „Krytyką Polityczną” najwyraźniej uznał, że sztuka zaangażowana czy szerzej współczesna jest treściowo pusta. I dlatego sięga po coś, co ma ją napełnić treścią. Nie rozumie jednak, że sacrum ma sens tylko w strefie wiary.
(...)
Pomysł Żmijewskiego (zakładam jego dobrą wolę, a nie chęć wywołania skandalu) pokazuje, że współczesna sztuka zjada już własny ogon. Transgresja, szokowanie nie wywołuje już skutku. Wszystko, co miało zostać przekroczone, co miało wywołać w człowieku sakralne niemal odczucia, zostało już przekroczone. I teraz pozostaje tylko sataniczna, lucyferyczna nuda (jak wskazywał Paul Evdomimov w eseju o Dostojewskim istotą piekła jest właśnie nuda), której nie da się już przekroczyć. Sztuka zaangażowana też się jakoś specjalnie nie sprawdza, bo zbyt łatwo osuwa się w socrealizm czy partyjniactwo w wydaniu genderowym czy gejowsko-lesbijskim. Tym zjawiskom trudno się zresztą dziwić. Sztuka sama z siebie nie ma treści, napełniać ją trzeba treściami z zewnątrz, nabiera sensu, gdy staje się służebna, odwołując się do wartości zewnętrznych: prawdy, piękna czy dobra, a niekiedy wprost religii.
(...)
Trudno patrzeć na te poszukiwania autentycznej, służącej człowiekowi sztuki, bez sympatii. Żmijewski niejako, nie wiem, na ile świadomie, pokazuje, że kultura bez religii, bez sacrum zmierza nieuchronnie ku samozagładzie, i że aby odzyskać sens, treść musi odwołać się do religijności. Religijności, która ma stać się teatrem, wnosząc sztukę na wyższy poziom, na który od dawna już ona wchodzi. Problem polega tylko na tym, że istotą wydarzeń sacrum czy sztuki sakralnej – nie jest sama estetyka czy nawet dramatyzm zawartych w niej elementów. Liturgia czy sztuka sakralna znaczy odsyłając do tego, co więcej, a nie pozostając na poziomie gestów, znaków. Ona ma sens, tylko jeśli jest Bóg. Poza Nim jest ładna, czasem piękna, ale nie ma sensu.
(...) Gesty kapłana nie mają na celu wywołania skutków psychicznych, powaga muzyki czy czar liturgii nie wyrastają z estetyki, ale z tego na co, a dokładniej na Kogo wskazują, i co uobecniają. Msza jest tylko marnym spektaklem, powtarzanym od wieków (choć z pewnymi zmianami), jeśli nie jest Ofiarą Jezusa Chrystusa. To On jest w Mszy najważniejszy, On nadaje sens wszystkim obrzędom. I tego zdają się nie rozumieć zarówno Badiou, jak i Żmijewski. Otóż dla nich liczy się sama narracja, pusty obrzęd, który do niczego i do nikogo nie odsyła, i na nic nie wskazuje. Słowa, gesty, obrazy, symbole wyprane z tego, co najważniejsze nie mają znaczenia. Nie można działać jakby spotkało się Zmartwychwstałego i nie spotkać się z Nim. Nie można przeżyć, także estetycznie, mszy świętej bez kapłana, na którego słowa zstępuje na Ołtarz sam Jezus Chrystus. Nie da się doświadczyć sacrum bez sacrum prawdziwego.
(...)
Jeśli ktoś chce doświadczyć tego, jak czujemy się po wódce, to zamiast siadać do stołu i wychylać kieliszek po kieliszku wodę, musi napić się prawdziwej wódki. Z mszą jest podobnie. Jej istotą nie tkwi w geście czy estetyce, ale w tym, że kapłan sprawuje Ofiarę Chrystusa i sprawia, że On prawdziwie zstępuje na Ołtarz. Każdy kto tego doświadczył wie, że w niej nie chodzi o przeżycie estetyczne, ale o spotkanie z Żywym Bogiem.
I dopóki Żmijewski do głębi tego nie doświadczy, to nie wyzwoli się z pustki, jaką generuje sztuka. Sacrum to bowiem nie gest, ale przejaw Tego, który Jest. A sztuka, jeśli ma być sztuką musi do niego odsyłać. Rozpoznania tego szczerze życzę poszukującemu artyście.
Całość tego tekstu można przeczytać na stronach portalu Fronda.pl
Inne tematy w dziale Polityka