Jan Filip Libicki od jakiegoś czasu wyraźnie stracił rozum. Z nienawiści do Prawa i Sprawiedliwości oddał duszę i ciało, a niestety wiele wskazuje, że również rozum lewicy, „Gazecie Wyborczej” i PO. I w walce ze swoimi nie waha się przed pomówieniem i zwyczajnym łajdactwem.
Tak jest w zamieszczonym na YouTube felietoniku, w którym Libicki organizuje konkurs, w którym można wygrać butelkę wina. Przedmiotem jest moja skromna osoba. Libicki przekonuje, że sugerując, iż katolik nie powinien głosować na PO, wsparłem PiS. Ale nie jest w stanie tego udowodnić dosłownie, bowiem nazwa Prawo i Sprawiedliwość w tym tekście nie pada. Uznaje więc, że uczyniłem to w sposób zawoalowany. Jednocześnie odwołuje się do mojej książki („Zdradzona nadzieja”), w której ostro skrytykowałem PiS za jej zachowanie sprawie obrony życia. I sugeruje, że za zmianą (tego, gdzie ona nastąpiła poseł nie wyjaśnia) stoi interes polityczny. Jaki? W wyjaśnieniu tego mają mu pomóc czytelnicy, którzy mają wskazać listę i miejsce na liście PiS, z którego startuję.
Słowem poseł Libicki postanowił uznać mnie za polityka. I to bez najmniejszych racji. Poseł doskonale wie, że do parlamentu, ani w ogóle do polityki, się nie wybieram, a dla Prawa i Sprawiedliwości jestem najdelikatniej rzecz ujmując postacią niewygodną i nieakceptowalną. Nawet zatem gdybym chciał startować w wyborach (a powtórzę jeszcze raz, w odróżnieniu od posła Libickiego nie chcę), to z list PiS-u byłoby to niemożliwe. Libicki jest zaś na tyle w sprawach politycznych zorientowany (także po rozmowach ze mną), by to wiedzieć. Jeśli zatem publicznie sugeruje takie rzeczy, to jedynie z czystego wyrachowania próbując zdyskredytować mnie, jako dziennikarza i publicystę.
To jego wybór. Libicki ma prawo toczyć wojnę z ludźmi o podobnej wrażliwości (tak przynajmniej sądziłem, ale mam co do tego coraz większe wątpliwości) religijnej i metapolitycznej, ma prawo wysługiwać się przy tym PO i „Gazecie Wyborczej”. Może to robić, choć trudno będzie mu potem tłumaczyć, ze jest konserwatystą czy tradycjonalistą. Ale nie ma prawa oskarżać dziennikarzy o zaangażowanie polityczne, szczególnie, gdy wie, że jest to wierutne kłamstwo. I właśnie dlatego muszę stwierdzić zupełnie jasno: poseł Libicki, niezależnie od tego, z jakiej listy będzie startował, posługuje się środkami żałosnymi, by nie powiedzieć łajdackimi. W imię własnego, wąsko pojętego interesu politycznego, deprecjonuje dziennikarzy, z którymi powinno być mu po drodze. I buduje insynuacje, których nie jest w stanie udowodnić.
Inne tematy w dziale Polityka