Europejski Trybunał Praw Człowieka nie pierwszy raz pokazał, że z własną nazwą nie ma on nic wspólnego. Prawa człowieka ma bowiem w głębokim poważaniu, liczy się zaś dla niego wierność zbrodniczej ideologii. Słowem sędziowie z tego gremium (nie wszyscy, ale większość) powinni otwarcie przyznać, że nawiązują do tradycji nazistowskiej, a nie praw człowieka.
Przesada? Otóż nie! Wystarczy przyjrzeć się wyrokowi w sprawie RR (która wytoczyła także mnie proces o pieniądze, za to, że opisałem jej sprawę w „Rzeczpospolitej”). Trybunał zastosował w nim argumentacje, która jako żywo nawiązuje do najgorszych tradycji nazistowskich sędziów i prawników, którzy także uważali, że prawo do życia mają tylko ci chorzy, którym uprawnienie to przyznają silniejsi.
Oczywiście opinia nie została wyrażona wprost, a przy pomocy terminów podszywających się pod prawa człowieka. Ale wystarczy przeczytać dokumentacje, by nie mieć wątpliwości, że o to właśnie chodzi. Trybunał uznał mianowicie, że odmowa badań prenatalnych RR, których jedynym celem miało być zabicie dziecka (pani RR wcześniej okłamywała już lekarze, dowodząc, że ma prawo do zabicia swojego dziecka, bo pochodzi ono z gwałtu, co okazało się kłamstwem) oznacza „torturę”, a także „naruszonie prawa do swobodnego kształtowania życia prywatnego - w tym przypadku do podjęcia decyzji, czy urodzić chore dziecko”. I właśnie to zdanie jest kluczowe. Otóż trybunał uznał w ten sposób, ni mniej ni więcej, tylko tyle, że silniejszy (w tym przypadku matka) ma prawo decydować, czy słabszy (w tym wypadku dziecko) i chory ma prawo do życia. Posługując się terminologią praw człowieka złamał zatem najbardziej fundamentalne prawo człowieka, jakim na zawsze pozostaje prawo do życia.
Ale to nie wszystko. Ten wyrok oznacza nie tylko, że silniejsi maja prawo zabijać słabszych (w imię „kształtowania własnego życia prywatnego”, ale również, że chorym (i to wcale nie jakoś szczególnie ciężko, bo osoby z Zespołem Turnera kończą nawet studia medyczne) nie przysługuje prawo do życia, i że silniejsi mogą ich zamordować, jeśli przeszkadzają im oni we własnych prywatnych sprawach. Idąc dalej tropem wytyczonym przez nazistowskich (bo inaczej nie da się tego nazwać) sędziów z ETPC należy uznać, że w imię prawa do „kształtowania własnego życia prywatnego” dzieci powinny mieć prawo zabicia własnych rodziców, jeśli chorują oni na Alzheimera, a rodzice dzieci, które zachorowały na schorzenia neurologiczne. Jeśli bowiem choroba osoby bliskiej narusza moje prawo do „kształtowania życia prywatnego”, a sąd uznaje, że z tego prawa wynika możliwość zabójstwa, to powinien wykazać minimum konsekwencji.
I jeszcze jedno. Trudno nie dostrzec, że opowieści o tym, że w procesie chodzi o prawo do badań prenatalnych jest bujdą na resorach. W tej konkretnej sprawie owe badania miały być tylko licencją na zabójstwo. Ich celem nie było leczenie, lecz zamordowanie. I już choćby dlatego powstaje pytanie, czy lekarz, który na poważnie traktuje przysięgę Hipokratesa powinien w ogóle przykładać rękę do ich wykonania. Aborcjoniści z ETPC uważają, że tak, ale to właśnie wpisuje ich w tradycje nazistowskich sędziów, którzy też uznali, że rodzice mają prawo do zabicia swoich dzieci. Warto bowiem przypomnieć, że akcja zabijania chorych w III Rzeszy zaczęła się od sprawy analogicznej do sprawy RR. Ojciec (to istotna różnica) dziecka, które urodziło się z niedorozwojem jednej stopy oraz było pozbawione jednego przedramienia, ślepe i z „wrodzonym idiotyzmem” poprosił o „łaskę śmierci”, tak by je „usunąć”. Sprawę na polecenie Hitlera zbadano i prośbę spełniono. W sprawie RR na szczęście byli lekarze, którzy nie chcieli przyłożyć ręki do zbrodni, ale... sędziowie z ETPC uznali, że w istocie Hitler miał w sprawie dziecka rację. I zasądzili na państwo polskie karę za to, że nie chce zabijać ludzi ze względu na stan ich zdrowia. Karę w wysokości 45 tys. euro zadośćuczynienia i 15 tys. euro zwrotu kosztów postępowania.
Inne tematy w dziale Polityka