Od beatyfikacji Jana Pawła II, wielkiego momentu zjednoczenia wszystkich Polaków, upłynęło zaledwie kilkanaście godzin, a już „Newsweek” piórem niezawodnego Cezarego Michalskiego postanowił dzielić Polaków i atakować tych, którzy nie poddają się „polityce miłości”. Sposób ataku jest zaś szczególnie perfidny, bowiem zarzuca wierzącym katolikom, że przyłączają się do sekty.
Na razie pełna treść kolejnego dzieła Cezarego Michalskiego nie jest jeszcze znana. Znamy tylko skandaliczną okładkę i krótkie omówienie zawartości tekstu publicysty „Krytyki Politycznej”. Ale już to wystarczy, by dostrzec, że „Newsweek” zabrał się za opisywanie rzeczywistości, która istnieje tylko w chorej wyobraźni Michalskiego i innych mainstreamowych wielbicieli Donalda Tuska. A robi to w sposób skandaliczny.
Na okładce poza ukrzyżowanym samolotek znajduje się napis: „Smoleńska herezja. Sekta Kaczyńskiego groźna dla Kościoła i katolicyzmu w Polsce”. I już same te słowa pokazują, że redaktorzy pisma nie mają pojęcia o czym piszą. Definicja sekty w języku polskim jest bardzo określona. I ruch polityczny jej zwyczajnie nie spełnia. Nie ma w nim prania mózgu, nie ma charyzmatycznego guru (nie trzeba jeździć po Polsce i spotykać się z ludźmi, co robię od dawna, by wiedzieć, że wyborcy PiS, a szerzej przeciwnicy PO, nie wyznają wiary w Jarosława Kaczyńskiego, ale odrzucają kierunek, w jakim zmierza obecnie Polska i uznają, że to właśnie prezes PiS jest w tej chwili jedyną możliwością, by ów kierunek zmienić), nie ma też bombardowania miłością czy groźnego mentalnego uzależniania.
Zdecydowana większość przeciwników Tuska i sposobu, w jaki traktuje on państwo (a najmocniejszym przykładem tego jest właśnie śledztwo smoleńskie) stanowią głęboko wierzący katolicy (bez ryzyka specjalnego błędu można powiedzieć, że w odróżnieniu od autora tekstu i naczelnych „Newsweeka”), którzy zapełniają świątynie i naprawdę sporo robią, by ich dzieci i wnuki także w nich były. To często parafialna elita. Bez ryzyka większego błędu można też powiedzieć, że niemała część polskich księży utożsamia się z polityczną wizją, jaką reprezentują przeciwnicy zachowania państwa polskiego w sprawie Smoleńska czy pamięci o Lechu Kaczyńskim. Jeśli więc to właśnie ci ludzie mają być zagrożeniem dla katolicyzmu i Kościoła, to ja mam proste pytanie, czy gwarancją bezpieczeństwa ma być Cezary Michalski z redaktorem Wojciechem Maziarskim? Pewnie z nimi Kościół byłby bezpieczny, jak tylko bezpieczny może być trup w trumnie.
Ale zabierzmy się za streszczenie wytworu Michalskiego. On sam jest jeszcze bardziej żenujący. Pokazuje bowiem nie tylko całkowitą ślepotę Michalskiego na rzeczywistość, ale także dość żenujący brak wiedzy. Zacznijmy od ślepoty na rzeczywistość. Michalski przeciwstawia sobie kult papieża i rzekomą religię smoleńską „Po co jechać do Rzymu, jeśli na miejscu, na Krakowskim Przedmieściu, pod Wawelem lub jeszcze prościej, w domu przed telewizorem, ma się religię smoleńską, relikwie, błogosławionego Lecha Kaczyńskiego” – pyta retorycznie. A ja zadaję pytanie, skąd Michalskiemu przyszło do głowy, że ktokolwiek chciałby ogłaszać nieżyjącego prezydenta błogosławionym? Jego poglądy były – miejscami – dość odległe od ortodoksji i każdy, kto je znał o tym wie. Relikwii też na razie nikt nie tworzy, co najwyżej zadaje pytanie, czy w grobach leżą rzeczywiście ci, którzy powinni…
Ale dość już polemizowania z facetem, który zwyczajnie musi się nieustannie uwiarygodniać, żeby całkowicie nie wypaść z rynku. Warto jeszcze tylko wskazać na jego niewiedzę. Otóż Michalski oznajmia, że zgromadzenie zmartwychwstańców zostało powołane przez Watykan, a z mojej wiedzy wynika, że wymyślił je i zorganizował Bogdan Jański, a współzałożycielami byli ks. Piotr Semenenko i ks. Hieronim Kajsiewicz. Watykan owszem zgromadzenie zatwierdził, ale dopiero gdy zostało mu one przedstawione. Ale o tym oczywiście Michalski nie pisze, bo to psułoby mu obraz, który chce osiągnąć.
Tyle polemiki. Ale nie wolno zmilczeć o jednej jeszcze sprawie. Otóż tego typu zagrywki, jak zaprezentowana ostatnio przez „Newsweek” nie są tylko absurdalne, ale mogą być też groźne. Wystarczy bowiem, że jacyś duchowni (na przykład pewien emerytowany biskup) zaczną powtarzać podobne bzdury, i mogę wywołać autentyczny gniew. On nie doprowadzi do powstania herezji, ani schizmy, ale wyprowadzi pewną część i tak odrzucanych przez media i polityków wykluczonych ludzi, poza Kościół. I to jest w paplaninie Michalskiego i okładkach „Newsweeka” najgroźniejsze. Oni zwyczajnie chcą odebrać wykluczonym, pogardzanym i wyśmiewanym nawet Kościół. Na to zaś zgody być nie może!
Inne tematy w dziale Polityka