Będę 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu, a w moim oknie zawiśnie flaga. A powód jest oczywisty: mam obowiązek pamięci. Obowiązek, który realizuje się w konkretnych gestach.
Smoleńsk, a konkretniej sprawa smoleńska, dzieli Polaków. Podział posmoleński na długo określi polską scenę polityczną, jak niegdyś określał ją podział postkomunistyczny. I w sporze tym nie chodzi tylko o stosunek do katastrofy, do śledztwa, o ocenę zaangażowania państwa polskiego, ale również o sprawy bardziej ogóle: o rozumienie suwerenności, symboliki, patriotyzmu, nowoczesności, państwa, polskości itd. Smoleńsk tylko wydobył to na zewnątrz i sprawił, że zaczęliśmy o tym mówić na ogromnym poziomie emocji... Ta dyskusja będzie trwała i będzie istotna dla naszej przyszłości.
Ja mam w tych sprawach niezwykle jasne stanowisko. Często reprezentuje – sam mam takie poczucie – jedną ze stron tego sporu. Ale jednocześnie mam głęboką świadomość, że 10 kwietnia powinien być momentem przeżycia solidarności, albo – bo to pierwsze już jest chyba niemożliwe – przynajmniej zachowania szacunku dla drugiej strony, nie eskalowania konfliktu. A powód jest dość oczywisty. Tego dnia mamy pamiętać o ofiarach. Wszystkich ofiarach katastrofy. Są zaś wśród nich reprezentanci różnych stronnictw, obozów, przekonań i światopoglądów. Tego dnia winni im jesteśmy modlitwę i pamięć.
Ten spokój, szacunek, solidarność winni jesteśmy jednak także samym sobie, jako wspomnienie tamtych kwietniowych dni. W pierwszych kilkunastu godzinach byliśmy razem. Na Krakowskim Przedmieściu, i w tylu innych miejscach Polski. Byliśmy razem zjednoczeni w niemym bólu. Bólu, którego jeszcze nie udało się ośmieszyć, spolityzować, upartyjnić. I wspólnie szukaliśmy sensów lub przynajmniej zrozumienia. Tamten czas minął, zdaje się bezpowrotnie. Politycy, publicyści, komentatorzy, dziennikarze (i biję się też we własne piersi) zrobili wszystko, byśmy zapomnieli tamte dni. Ale nie zgódźmy się na to. Przypomnijmy sobie te twarze, które spoglądały na nas z niesamowitego ołtarza w Warszawie. Wspomnijmy ludzi, których wtedy żegnaliśmy. Powróćmy do tych twarzy, które nam były bliskie. I módlmy się za nich, pamiętajmy o nich, dajmy świadectwo, że nie zapomnieliśmy. Tylu ludzi wtedy zginęło... A my tak mało o nich pamiętamy.
I właśnie przez obowiązek pamięci o tej katastrofie, ale także o ludziach, którzy w niej odeszli, a którzy byli mi bliscy, będę na Krakowskim Przedmieściu i wywieszę flagę. Nie przeciw komuś, nie by sygnalizować resentyment, ale dlatego, że pamiętam, że przed oczami mam wciąż ostatnie spotkanie z Januszem Kochanowskim, lekkie skłonienie głową Władysława Stasiaka na mszy u dominikanów. I dlatego, że pamiętam szok, przerażenie, ból z 10 kwietnia. Nie chcę o tym zapomnieć. Nie chcę, by tamto przeżycie porosło trawą zapomnienia. Chcę, by o tych ludziach pamiętały także moje dzieci. I by uczyły się od nich, czym jest służba państwu w codzienności.
Inne tematy w dziale Polityka