Informacje zamieszczone dziś przez portal Fronda.pl pokazują (nie po raz pierwszy zresztą), dlaczegointeligencja, pod batutą „Gazety Wyborczej”, „Polityki” czy „Tygodnika Powszechnego” tak strasznie obawia się lustracji. Dokumenty bezpieki pokazują bowiem, że niemała część z laickich (czy postępowo katolickich) świętych nie nadaje się do tej roli.
Tak jest choćby w Bronisławem Geremkiem, który został zarejestrowany jako tajny współpracownik bezpieki. Wprawdzie dokumenty, które mówiłyby cokolwiek o jego współpracy się nie zachowały, ale prawdopodobnie wynika to – jak wyjaśniał portalowi Fronda.pl – jeden z historyków związanych z IPN – z tego, że zostały one systematycznie zniszczone. Tak, by nic – co mogłoby zaszkodzić profesorowi – nie mogło się znaleźć. Aż trudno nie zadać przy tym pytania, czy nie była to cena (a przynajmniej jeden z powodów) za bliską współpracę środowiska „Gazety Wyborczej” z komunistami? I czy Adam Michnik, który jako pierwszy plądrował archiwa o tym nie wiedział? I czy przypadkiem nie pomógł, choćby dzięki swoim wpływom – w skutecznym zniszczeniu dokumentacji.
Niezależnie jednak od tego, jak doszło do dekompletacji dokumentów (bo jakoś trudno uwierzyć w to, by nic nie zostało przez bezpiekę zanotowane) jedno jest pewne. Mit wielkiego laickiego świętego legł w gruzach. Bronisław Geremek był nie tylko członkiem PZPR, ale również zarejestrowano go jako TW. Oczywiście trzeba pamiętać o całym życiorysie byłego ministra spraw zagranicznych, ale ten element będzie istotny dla przyszłych biografów. Nie będzie można o nim zapomnieć, a zniszczenie dokumentów tylko pogorszy sprawę Geremka, bo nikt nie będzie mógł sprawdzić, za co naprawdę odpowiadał. Ci, którzy te dokumenty niszczyli są więc winni (jeśli Geremek nie robił nic specjalnie skandalicznego), tego, że legenda została zniszczona. No chyba, że wiedzieli, co niszczą i uznali, że lepsze są podejrzenia niż prawda.
Oczywiście już jutro podniesie się wrzask (chyba, że zapadnie decyzja o zamilczeniu). Środowiska opiniotwórcze zaczną krzyczeć, że prawica niszczy legendy, że nie potrafi docenić życiorysu i że gmera w archiwach. Ale prawda jest taka, że gdyby Adamowi Michnikowi i jego środowisku rzeczywiście zależało na prawdzie i obronie życiorysów, to już dawno wiedzielibyśmy o tej współpracy. I gdyby była ona skandaliczna, to Geremek nie zostałby ministrem spraw zagranicznych, a jeśli byłby niewinny, albo zawinił głupotą – to miałby szansę się wytłumaczyć. Na to się jednak nie zdecydowano! Udawano, że takich informacji nie ma. Teraz zbiera się tego owoce i jedyne, co można zrobić to oskarżać tych, którzy ujawniają istotne dla polskiej historii dokumenty. Albo ich zamilczać.
A przecież nie jest to pierwszy dowód na to, że istotnym powodem, dla którego pewne środowiska są przeciw lustracji jest bolesna prawda o losach ich guru. „Tygodnik Powszechny” – jak pokazuje niezwykle ostrożna praca Romana Graczyka – nie ma szczególnych powodów do chwały, a część z jego ideowych guru to ludzie zarejestrowani. Teraz dochodzą informacje o profesorze Geremku (aż ciśnie się na usta wspomnienie z „Doliny nicości” Bronisława Wildsteina), który był tak wielkim „laickim świętym”, że choć był nieochrzczony i nie był katolikiem miał pogrzeb w katedrze…
Prawda ma jednak to do siebie, że często wychodzi na jaw. Archiwa nigdy nie płoną do końca. A nam pozostaje się cieszyć, że portal Fronda.pl uczestniczy w odkrywaniu bolesnej prawdy o naszej historii.
Inne tematy w dziale Polityka