W kwestiach życia i śmierci nie można być obiektywnym, zrównoważonym i umiarkowanym. Tu pisze się albo prawdę, albo skazuje się na fałsz. I świetnie widać to w dzisiejszej depeszy portalu Onet.pl (cytowanej za PAP).
Zacznijmy od samego depeszy.
„Za usiłowanie usunięcia ciąży u swojej dziewczyny i doprowadzenie do śmierci noworodka odpowie przed Sądem Okręgowym w Tarnowie 20-letni Kamil K. Mężczyzna podał swojej dziewczynie lek, który miał doprowadzić do poronienia.
Prokuratura skierowała w tej sprawie akt oskarżenia do sądu - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Tarnowie prok. Bożena Owsiak.
Prokuratura oskarżyła Kamila K. o usiłowanie usunięcia ciąży oraz o zabójstwo.
Jak wynika z jej ustaleń, w maju ub. r. oskarżony podał swojej dziewczynie kupiony na receptę lek, o którym dowiedział się z internetu, że może doprowadzić do poronienia. W wyniku zainicjowanego w ten sposób przedwczesnego porodu urodziło się dziecko.
Z powodu krwotoku u matki młodzi rodzice pojechali do szpitala. Tam, pytany o dziecko, oskarżony przyniósł je w reklamówce z bagażnika auta; było martwe.
Zdaniem biegłych dziecko urodziło się żywe. Na tej podstawie prokuratura oskarżyła Kamila K. o to, że pozbawił je życia, nie udzielając mu odpowiedniej pomocy.
Za zabójstwo kodeks karny przewiduje karę nie mniejszą niż 8 lat pozbawienia wolności. Może ona sięgać 15 lat, 25 lat lub dożywocia.
Osobno badany jest wątek matki dziecka, podejrzanej o zabicie dziecka w czasie porodu i pod wpływem jego przebiegu”.
Niby nic takiego. A jednak, gdy wczytać się uważnie dowiadujemy się, że zaczęło się od usiłowania „usunięcia ciąży. Co było dalej? Otóż usunięcie ciąży zaskutkowało pojawieniem się dziecka. Dziecka, które było żywe (w czym zresztą nic dziwnego, bo dziecko w łonie matki jest żywe). I mężczyzna je zabił.
A zatem – po pierwsze – dlaczego piszemy o usunięciu ciąży, skoro facetowi od samego początku chodziło o zamordowanie (zabójstwo) swojego dziecka? On nie chciał usunąć ciąży, ale zabić dziecko i trzeba to powiedzieć zupełnie wprost. W innym przypadku bowiem po usunięciu ciąży mielibyśmy nie dziecko, a ciążę poza organizmem matki!
Po drugie – nie mniej istotne – jeśli usuwanie ciąży (czyli zabijanie dziecka) jest OK., albo przynajmniej dopuszczalne moralnie, to dlaczego oburza nas, że facet dokończył „usuwanie ciąży” po tym, jak ciąża okazała się dzieckiem? Przecież on od samego początku chciał zrobić, to co zrobił, czyli brutalnie zamordować swoje własne dziecko! I nic tego nie zmieni!
Nawet tak krótka analiza bełkotu do jakiego prowadzi nas niby-obiektywna nowomowa aborcyjna pokazuje, że w tej kwestii trzeba mówić tak, tak, nie nie. I to nie tylko dlatego, że w ten sposób możemy uratować choć jedno dziecko, ale także dlatego, że tylko w ten sposób możemy zachować minimalną logikę języka. W każdym innym wypadku musimy oznajmiać, że po „usunięciu ciąży” nagle, jak królik z kapelusza, może pojawić się dziecko. A tak może myśleć tylko kompletny imbecyl.
Inne tematy w dziale Polityka