I znowu rozgorzała medialna debata o przyszłości PiS. A dokładniej o przyszłości prezesa tej partii. Dziennikarze oznajmili (trudno zgadnąć na jakiej podstawie), że jeśli wyniki wyborów samorządowych będą kiepskie, to Jarosław Kaczyński odejdzie z polityki i odda władzę młodszym. Od razu do walki o schedę zgłosiła się Joanna Kluzik-Rostkowska, która chce walczyć ze Zbigniewem Ziobrą.
I jak to zwykle w takich sytuacjach bywa zaczęły się medialne połajanki między rozmaitymi skrzydłami partii. Kluzik-Rostkowska zapewnia, że chce walczyć o władzę, a Mariusz Błaszczyk gasi ją krótkim zdaniem, że jej pozycja w partii jest marginalna. I uzupełnia, że posłanka działa na szkodę partii (co może być wstępem do rozliczeń czy zawieszeń). Słowem, jak zwykle awantura, ku uciesze mediów, które dzięki temu mogą nie zajmować się kwestią umowy gazowej i jej datowania, wyciekiem 57 tomów dokumentów z prokuratury czy zatrudnianiem córki ministra Rostowskiego przez Radka Sikorskiego.
Ale mnie ta walka buldogów pod dywanem (zresztą czysto wirtualna, bo nikt na poważnie chyba nie myśli – i nie ma znaczenia, jak to ocenia – o możliwości ustąpienia Jarosława Kaczyńskiego) ani ziębi, ani grzeje. Ani Ziobro ani Kluzik-Rostkowska nie są, delikatnie rzecz ujmując, z mojej bajki. I dlatego wolę oddać się marzeniom o możliwości powstania polskiej wersji Tea Party.
Mogłaby to być taka Partia Miodowa (od ulubionego napitku naszych przodków) czy Sarmacka. Partia, która byłaby jednocześnie konserwatywna (realnie, a nie jedynie wirtualnie), prorodzinna (nie tylko w deklaracjach), religijna (i to na poważnie, łącznie z modlitwą przed obradami), polska (w całej rozciągłości, to znaczy ze świadomością jagiellońskich korzeni, ze świadomością, że mamy nasz kraj budować wspólnie: katolicy, protestanci, prawosławni, Żydzi, muzułmanie i niewierzący, bowiem władca nigdy nie jest władcą naszych sumień) i wolnościowa (w najlepszym polskim wydaniu).
Marzenia to oczywiście piękne, ale nie widać możliwości ich realizacji. PiS (ze wszystkimi swoimi wadami, bo ani to partia konserwatywna ani szczególnie skuteczna) skutecznie zabarykadował prawą część sceny; a zagrożenie, jakie stanowi PO dla normalnego rozwoju Polski jest na tyle duże, że hasło „każdy byle nie PO” skłania do głosowania na Prawo i Sprawiedliwość. Tego zaś ostatniego nie ma bez Jarosława Kaczyńskiego, który (podobnie zresztą jak Zbigniew Ziobro czy Joanna Kluzik-Rostkowska) Tea Party budować nie będzie. I tak rozwiewają się marzenia, a wraca twarda rzeczywistość, z twardą świadomością, że Partia Sarmacka, Stronnictwo Rzeczpospolitej jest nam niezbędne. Tylko, kto i jak ma je zbudować? I czy PiS jest w stanie włączyć się w jego budowę?
Inne tematy w dziale Polityka