Wyniki głosowań w sprawie projektów ustaw bioetycznych dają nadzieję. Strategia informowania o tym, czym jest procedura in vitro, ale także ostrzegania jakie znaczenie doczesne i wieczne może mieć dla katolika wsparcie tej metody zaczęła przynosić rezultaty. Ważne tylko, byśmy nie osiedli na laurach i dalej pracowali nad tym, by w Sejmie przeszła możliwie najlepiej chroniąca życie ustawa.
Tego, co dziś wydarzyło się w Sejmie nie spodziewali się chyba najwięksi optymiści. Za przyjęciem do dalszych prac projektu Bolesława Piechy głosowało aż 238 posłów (w tym, za co im chwała, 74 posłów PO). Za procedowaniem projektu Jarosława Gowina (dopuszczającym niestety samą procedurę, choć uniemożliwiającym mrożenie ludzi) było 211 posłów. A za najgorszym projektem Małgorzaty Kidawy Błońskiej, dopuszczającym zarówno eugenikę, jak i zabijanie, było 222 posłów. To zaś oznacza, że największym poparciem w Sejmie cieszy się rzeczywiście kompromisowy projekt Bolesława Piechy.
I choć można odczuwać żal, że odpadł projekt Teresy Wargockiej, to jednak trzeba jasno powiedzieć, że głosowanie w sprawie projektu Bolesława Piechy jest ogromnym sukcesem środowisk, które odrzucają eugeniczną logikę zwolenników in vitro i jednoznacznie opowiadają się za życiem! To właśnie im, dzięki wyraźnemu wsparciu Kościoła hierarchicznego, udało się przekonać niezdecydowanych posłów do głosowania za prawem każdego człowieka do życia, a przeciw eugenicznym eksperymentom. Można oczywiście ubolewać nad faktem, że część z popierających projekt Piechy wsparło swoim głosem również skandaliczny projekt Kidawy-Błońskiej, ale jedno nie ulega wątpliwości: jasne artykułowanie argumentów przeciwko zapłodnieniu in vitro, a także mocne stanowisko Kościoła i modlitwa, o którą prosili księża biskupi obudziło sumienia przynajmniej części posłów.
Nie oznacza to jednak, że można spocząć na laurach. Konieczna jest dalsza wytrwała praca i modlitwa. Trzeba wciąż na nowo przypominać, że życie ludzkie rozpoczyna się od momentu poczęcia, że nawet najszlachetniejsze pragnienia nie mogą usprawiedliwiać zabijania, że in vitro jest niebezpieczne nie tylko dla dzieci, ale również dla matek, spójności małżeństwa, a także rozumienia ojcostwa i macierzyństwa. I dlatego powinno być zakazane. Niezbędne wydaje się także mocne przypominanie, że katolik opowiadający się przeciwko życiu wyklucza się z Kościoła. Ekskomunika zaś następuje w tej sytuacji automatycznie. Ale, żeby przekaz ten rzeczywiście dotarł do uszu parlamentarzystów, by nie rozmyli go usłużni dziennikarze czy oddani swoim partyjnym przyjaciołom duchowni, konieczne jest jasne świadectwo, że ekskomunika nastąpiła. Nie wydaje się zatem dobre, żeby posłowie głosujący za projektem Małgorzaty Kidawy Błońskiej powinni przystępować do komunii świętej. I trzeba to nie tylko napisać czy powiedzieć (najlepiej w kazaniu), ale również wyegzekwować. Dla dobra osób dotkniętych ekskomuniką (by nie przyjmowały one Eucharystii niegodnie), ale także dla dobra ludzi, o życie których walczymy.
Jeśli nie zrezygnujemy, jeśli będziemy walczyć do końca – modlitwą, postem, słowem, kazaniem i argumentacją, to może się okazać, że w Polsce zacznie obowiązywać jedna z najlepszych na świecie ustaw dotyczących in vitro. I będziemy pierwszym krajem, w którym ta zła moralnie i niszcząca życie procedura zostanie zakazana. To zaś będzie oznaczało, że rzeczywiście realizujemy testament Jana Pawła II, rzeczywiście mamy odwagę „wypłynąć na głębię” i „iść pod prąd”, że możemy stać się nadzieją dla Europy. A przede wszystkim będzie znaczyło, że rzeczywiście przyjmujemy, że wszyscy ludzie mają prawo do życia. I że prawo to nie jest zależne od wieku. Oby tak się stało.
Inne tematy w dziale Polityka