To, co mówi prezydent Bronisław Komorowski o swoim stosunku do ekskomuniki trzeba traktować śmiertelnie poważnie. I to nie dlatego, że może z tego uczynić oręż walki politycznej, ale dlatego, że jego wypowiedzi rozmywają absolutnie podstawowe prawdy wiary. A rzecz dotyczy nie tylko kwestii moralnych, ale również dogmatycznych.
I niestety nie jest to przesada. Co oznacza bowiem deklaracja nie boję się ekskomuniki? Otóż – w ustach katolika – ni mniej ni więcej – tylko zanegowanie kilku absolutnie fundamentalnych prawd wiary. Pierwszą z nich jest przekonanie, że Kościół jest niezbędny do zbawienia człowieka (św. Cyprian ujmował to w prostą tezę „poza Kościołem nie ma zbawienia”). Jeśli prezydent mówi, że nie boi się wykluczenia z Kościoła, to albo w istocie nie uznaje prawdy o roli Kościoła w zbawieniu (to wersja bardziej dla niego korzystna), albo w ogóle nie wierzy w możliwość wiecznego potępienia. Nie ma zaś, co ukrywać, że obie możliwości równie źle świadczą o jego znajomości doktryny Kościoła, do którego – jak twierdzi – przynależy.
Drugą prawdą, którą prezydent swoim postępowaniem podważa jest prawda o papieskiej nieomylności w sprawach wiary i moralność. I związanym z nią obowiązkiem każdego katolika przyjmowania w sumieniu moralnego nauczania (i to także zwyczajnego) papieskiego. Prezydent od dawna zaś „wie lepiej”; „jest katolikiem posoborowym”, którego nauczanie Kościoła nie obowiązuje. I nie wymaga od ludzi heroizmu (czyli rezygnacji z własnych marzeń, jeśli ich realizacja wymaga życia wielu osób). Wypowiedzi (ta także) prezydenta jasno pokazują, że nauczanie Soboru Watykańskiego I (a dla przypomnienia obowiązuje on katolików dokładnie tak samo, jak nauczanie Soboru Watykańskiego II) jest mu absolutnie obce
Zupełnym niezrozumieniem wykazał się również prezydent w kwestii samej ekskomuniki. Jest ona dla niego narzędziem ze średniowiecza, które nie pasuje do współczesności. A do tego może narazić na szwanki relacje państwo-Kościół, a nawet Kościół-demokracja. I znów pudło. Ekskomunika nie dotyczy prezydenta RP, ale…Bronisława Komorowskiego, który gdy stanie na Sądzie Ostatecznym (Panie Prezydencie wierzy Pan w tę prawdę, czy ona też jest dla Pana średniowieczna?) nie będzie odpowiadał jako prezydent, ale jako on sam. Opowieści o urzędzie, relacjach Kościół-demokracja nie będą mu w niczym pomagać. Sąd odbywać się bowiem będzie nie wedle reguł liberalnej demokracji, a Ewangelii, która jasno mówi, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili… A dotyczy to również zamrażania.
Demokracja, liberalizm, państwo nie mają tu nic do rzeczy. Sprawa dotyczy bowiem kwestii o niebo bardzie fundamentalnych. Czyli zbawienia i potępienia (Panie Prezydencie i znów pytanie, czy wierzy Pan w niebo i piekło, czy też uznaje je Pan za średniowieczne wymysły). Zbawienia i potępienia Bronisława Komorowskiego! A nie prezydenta RP. Ta funkcja bowiem tam już nie ma najmniejszego znaczenia!
I z troski o życie wieczne prezydenta, ale również z troski o to, by jasne i wyraźne nauczanie Kościoła nie było rozmywane przez ludzi odwołujących się do swojego katolicyzmu, wynika potrzeba jasnego przypomnienia przez Pasterzy jasnego stanowiska Kościoła. Nie tylko w sprawie in vitro, ale również życia wiecznego, ekskomuniki czy prawdy o Kościele. Potrzebne wydaje się również jasne stwierdzenie, że poglądy prezydenta nie są katolickie, a on sam wyznając je stawia się poza wspólnotą katolicką. A jego zapewnienia, że jest katolikiem są mniej więcej tyle warte, ile zeszłoroczny śnieg. Może takie stanowisko skłoniłoby prezydenta do refleksji i uratowało jego życie wieczne? Na pewno zaś byłoby jasnym świadectwem prawdy, do której głoszenia Pasterze są powołani.
Inne tematy w dziale Polityka