Od kilku dni gromady ekspertów od Kościoła opowiada, że wypowiadając się na temat in vitro Kościół w istocie sobie szkodzi. Tego zdania są i Jan Turnaui Aleksander Kwaśniewski (znany ze swojego katolicyzmu) i nawet Marcin Wojciechowski. Tradycyjnie nie zabrakło też polityków, którzy są podobnego zdania. Problem polega tylko na tym, że nawet jeśli Kościół rzeczywiście na tym społecznie straci, to nie może on zrezygnować z nauczania Prawdy. To byłaby bowiem dopiero strata.
Argumentacja „ubolewających” jest zawsze taka sama. Większość Polaków popiera in vitro, więc Kościół tylko sobie zaszkodzi wypowiadając się przeciwko niemu. „Rygorystyczne regulacje prawne w sprawie "in vitro" tylko odstraszą ludzi od Kościoła zamiast ich uczyć szacunku dla życia ludzkiego od samego poczęcia. Czyli osiągnięty skutek będzie przeciwny zamierzonemu” – przekonuje Jan Turnau.
Problem polega tylko na tym, że rolą Kościoła nie jest głoszenie tego, co uważa większość. A wszystkie wspólnoty, które zaczęły to robić błyskawicznie zaczęły tracić wiernych (tak się stało w Kanadzie, gdzie większość biskupów zrezygnowała z nauczania wiary na rzecz politycznej poprawności). Idąc zresztą dalej tropem tych genialnych myśli komentatorów, trzeba by stworzyć jakiś nowy Kościół. Z antykoncepcją (bo też niemała część Polaków ją popiera), być może aborcją, a na pewno ze zgodą na rozwody, niewierność małżeńską i tak dalej. Problem polega na tym, że rolą Kościoła nie jest zadowalanie wiernych, ale głoszenie im tego, co nakazał Chrystus. Tak jak robią to na przykład maltańscy biskupi, którzy jasno przypominają, że katolik nie może być za rozwodami, także cywilnymi.
Cel ten wpisany jest w samą naturę, a biskup, ksiądz czy świecki katolik nie może od niego odstąpić. A powód jest bardzo prosty. Otóż, gdyby tego nie robił, to odstąpiłby od swojego zadania, jakim jest prowadzenie ludzi ku Zbawieniu, ku Chrystusowi. Udawanie, że Jezus czegoś nie nauczał, że komunia jest dla wszystkich, a moralność nie ma znaczenia byłoby zdradą powołania i samego Chrystusa. Zdradą, za którą wierni i pasterze będą odpowiadali na Sądzie Ostatecznym, w który my katolicy wierzymy.
Część komentatorów (chwała im za to) jest zresztą w stanie przyjąć ten argument. Ale o razu zastrzegają oni, że czym innym jest nauczanie i apelowanie do sumień, a czym innym stanowienie prawa. „Każdy podejmuje decyzję we własnym sumieniu i sam się z tego rozlicza. Dlaczego Kościół nie stosuje tej samej strategii wobec in vitro?” – pyta retorycznie Marcin Wojciechowski i wzywa Kościół, by ten miał więcej zaufania do swoich owieczek.
Takie stanowisko wynika z całkowitego niezrozumienia tego, czym jest procedura in vitro, i jakie są korzenie sprzeciwu Kościoła wobec niej. Katolicy (ci świadomi swojej wiary i racjonalnie rozumujący) domagają się zakazu tej procedury, bowiem w jej trakcie giną ludzie. Do tej pory zginęło ich – to tylko szacunki, ale niezwykle wiarygodne – ponad 80 milionów. I właśnie dlatego, żeby oni nie ginęli trzeba stanowić prawo. Formowanie sumienia jest tu ważne, posłuszeństwo Kościołowi także. Ale najistotniejsze jest zatrzymanie zabijania. To dokładnie tak samo, jak z aborcją. Potrzebne jest prawo, nie dlatego, że Kościół go potrzebuje, ale dlatego, że potrzebują go zabijani ludzie. I właśnie dlatego (a nie tylko ze strachu przed ekskomuniką) uczciwi posłowie powinni zakazać tej procedury, tak by ludzie już nie ginęli. A jeśli chcą by ginęli, to – o ile są katolikami – muszą się liczyć z karami kościelnymi.
Jeśli za Marcin Wojciechowski tak bardzo wierzy w ludzi, to niech może zaproponuje w ogóle zniesienie prawa. Niech wszystko zależy od naszego sumienia. Chce okraść Agorę – mam prawo! Mam ochotę niesłusznie oskarżyć Adama Michnika moja wola! Mam ochotę zabijać wszystkich brodatych, niech decyduje sumienie. Na taki pomysł oczywiście nikt nie pójdzie, bo to przecież jego dobre imię, jego życie! A ludzie na wczesnym etapie niech sobie umierają, co nam do tego.
Prawda jest zatem taka, że stanowisko Kościoła jest absolutnie oczywiste i spójne. I nie mogą tego zmienić ani pojedyncze (czy nawet grupowe) wypowiedzi duchownych (takie jak wczorajsze opowieści o. Tomasza Dostatniego czy ks. Kazimierza Sowy), ani nawet to, że gdzieś jakiś biskup opowiada inne rzeczy. Nauczania Kościoła trzeba bowiem szukać w Piśmie Świętym, Tradycji i Magisterium Kościoła. A to jest całkowicie jednoznaczne.
Inne tematy w dziale Polityka