Za pomocą systemu donosicieli, policjantów i prokuratorów nie stworzymy kultury życia. To szaleństwo. Decyzja o zachowaniu życia staruszka musi być podejmowana świadomie - mówi Jędrzej Małomiasteczkowski.
Z Jędrzejem Małomiasteczkowskim, wieloletnim sekretarzem Klubu Inteligencji Katolickiej rozmawiają Katarzyna Czereśniowska i Jan Gornał.
W latach 10. XXI wieku był pan w Sejmie autorem projektu liberalizacji przepisów antyeutanazyjnych. Pan, katolik?!
Mój projekt dopuszczał dobrą śmierć pod warunkiem stworzenia powszechnego, obowiązkowego systemu poradnictwa. Konsultacje miały pomóc rodzinom, które chciały pozbyć się chorych staruszków, przekonać je do podtrzymania życia babci czy dziadka, ułatwić im pomoc, ale zostawiając im możliwość wyboru. Decyzja rodziny byłaby kluczowa. Sądzę, że to jedyne sensowne rozwiązanie, mało tego: jest to rozwiązanie katolickie, szanujące wolną wolę człowieka.
Kładzie pan nacisk na decyzję rodziny. Kościół katolicki uważa inaczej: nie ma tu co decydować. Jest człowiek i ma prawo do życia takie samo jak jego rodzina do wygody.
- Prawo rodziny i staruszka powinny być równorzędne, ale strach przed sankcją nie może determinować tak ważnej i delikatnej kwestii, jaką jest opieka nad rodzicami czy dziadkami. Nie wchodzę już w to, że karany jest lekarz wykonujący eutanazję, a nie rodzina, bo jej współczujemy. To zupełny faryzeizm: przecież i tak skupia się wszystko na rodzinach. Kościół nie ma racji, negując decyzję rodziny. Chcemy szanować życie ludzkie, żeby staruszkowie żyli i żeby rodziny chciały ich utrzymywać. Jednak zakazami i próbami karania tego nie osiągniemy. 2000-letnia tradycja chrześcijańska, którą się słusznie szczycimy, broniła narodzonych, choć teologowie zastanawiali się, czy człowiek zawsze ma prawo do życia, czy tylko wówczas, gdy jest niewinny. Ale żeby człowiek miał prawo do życia konieczna jest wola innych, którzy mogą go sprzątnąć. Ale na pewno jest to życie ludzkie. Pytanie tylko, jak je skutecznie bronić?
No właśnie, jak?
- Nie do Kościoła należy stwarzanie systemów prawnych - byłoby to sprzeczne z zasadą rozdziału Kościoła od państwa. Oczywiście, prawo powinno szanować ogólnoludzkie zasady etyczne, niemniej Kościół nie jest powołany do wprowadzania państwowych sankcji karnych nawet dla swoich wiernych. Za pomocą systemu donosicieli, policjantów i prokuratorów nie stworzymy kultury życia. To szaleństwo, ślepa uliczka. Decyzje o zachowaniu życia staruszka muszą być podejmowane świadomie. Swego czasu w Niemczech pomagał w tym Episkopat. Dzięki wspieranemu przez Kościół systemowi poradnictwa 25-30 proc. rodzin rezygnowało z zabicja ojca i matki. Mówiono pewnie, że i tak wiele z nich nie zabiłoby dziadka, a za to rozgrzeszano pozostałe 70 proc. Były to zarzuty niesłuszne.
(…)
Kilka lat temu były zakusy wśród polityków oszołomskiej prawicy, żeby do konstytucji dopisać ochronę życia aż do naturalnej śmierci. To miało uniemożliwić liberalizację ustawy w przyszłości. Pomysł poparł nawet pewien arcybiskup.
- Taka zmiana konstytucji uderzyłaby w rodzinę, jej godność i ograniczyłaby jej prawa w sytuacji, gdy rzeczywiście nie byłaby w stanie psychicznie, fizycznie czy materialnie podołać pomocy staruszkowi. Jestem przeciwko nazywaniu eutanazji morderstwem staruszków. Taki język to tylko obrzucanie błotem bliźnich. Gdyby eutanazję wykonywano pod przymusem, to byłoby to morderstwo. Ale jeśli dzieje się to za zgodą rodziny, mówmy raczej o przerwaniu życia, którego ktoś nie jest w stanie zachować. To jest zawsze nieszczęście, ale nie morderstwo.
No to może tyle wystarczy. A że takie zbrodnicze androny można rzeczywiście opowiadać i rzeczywiście określać siebie katolikiem, niech Was przekona wywiad z „Gazety Wyborczej”, który do napisania tegoż tekstu wykorzystałem. Wywiad z Andrzejem Wielowieyskim, wieloletnim sekretarzem Klubu Inteligencji Katolickiej.
Inne tematy w dziale Polityka