Na czas kampanii zawieszam bloga. Jego pisanie nie ma sensu, bo albo człowiek decyduje się na przystąpienie do jednej z grup i ślepo chwali jej lidera, albo zbiera ciągi za „głupotę”, „ślepotę”, „bycie pożytecznym idiotą”, „antykatolikiem”, „agentem wpływu”, człowiekiem nienawidzącym Kaczyńskiego itd. itp. Zbiera cięgi za słowa i opinie, których nie wypowiedział i nie sformułował. Nigdzie w moim tekście nie ma wezwania do „nie głosowania”. Brak w nim deklaracji politycznych. Nie ma w nim także sugestii, że Komorowski jest lepszym kandydatem niż Kaczyński (bo moim zdaniem nie jest). Jest tylko analiza (nie mnie oceniać czy słuszna) ostatnich działań i słów Jarosława Kaczyńskiego. I sugestia, że mogą mieć one skutek odwrotny od zamierzonego. Tylko tyle.
Ale w sytuacji, gdy mamy naprzeciwko siebie dwie grupy bojowe, gdy trzeba być „za” albo „przeciw” na jakiekolwiek wątpliwości nie ma miejsca. Trzeba atakować, deklarować się, a nie zastanawiać czy poddawać w wątpliwość. I na to mojej zgody nie ma. Nie mam ochoty brać udziału w wojnie. Nie jestem politykiem, tylko komentatorem. I chcę nim pozostać.
Do wyborów pójdę. Jeden z dwóch kandydatów jest mi bliższy, drugi dalszy (a nawet mocniej uważam, że jest on zagrożeniem dla realizacji polskiej racji stanu). I ten, kto czyta tego bloga wie, który jest którym. Nie zgadzam się jednak na logikę dwóch band, i na konieczność zapisania się do jednej z nich. Nie zgadzam się na narzucanie dziennikarzom i komentatorom roli rzeczników prasowych, którzy mają wyjaśniać głębię i mądrość decyzji i słów jednego z uczestników walki politycznej. I do przemilczania poglądów, z którymi zgodzić się nie mogę.
I dlatego poczekam aż czas wyborów minie… Niespełna dwa tygodnie, to nie długo. A jeśli histeria nie minie, to jest tyle innych tematów poza politycznymi, że w te rejony przestanę się wybierać. Nie ma to sensu, szczególnie, gdy od idei i wartości wciąż ważniejsze jest kto-kogo!
Inne tematy w dziale Polityka