Tak od kilku dni zastanawiam się na kogo powinien w ten drugiej turze zagrać Donald Tusk? I wcale nie jestem przekonany, że na Bronisława Komorowskiego. Z czystego rachunku zysków i strat wynikać bowiem powinno poparcie (a dokładniej granie na…) Jarosława Kaczyńskiego.
Wiem oczywiście, że to teza kontrowersyjna, by nie powiedzieć ekstrawagancka. Ale mam wrażenie, że da się ją spokojnie uzasadnić. I to na różnych poziomach. Pierwszy z nich jest oczywisty. Otóż wygrana Jarosława Kaczyńskiego oznacza kłopoty dla Prawa i Sprawiedliwości. Ktoś będzie go musiał przecież zastąpić na fotelu prezesa, a w Pis-ie nie ma, na razie, polityka, który mógłby to zrobić. I bez szkody dla spoistości i dynamizmu partii zastąpić Jarosława Kaczyńskiego. Włożenie prezesa do Pałacu oznacza zatem sporem kłopoty dla PiS, i w konsekwencji łatwiejsze kontynuowanie władzy przez PO po wyborach parlamentarnych.
Tyle pierwszy argument. Ale jest i drugi. Z punktu widzenia Donalda Tuska o wiele istotniejszy. Otóż dla salonu i służb łatwiejszym i lepszym do prowadzenia politykiem jest Bronisław Komorowski. Tusk pozostaje – jednak – politykiem nieprzewidywalnym i nie poddającym się (a przynajmniej nie zawsze) każdemu pragnieniu salonu. Od dawna na przykład odmawia zaplanowanej i zbudowanej koalicji z SLD, a do tego pracy pozbawił samego ministra Ćwiąkalskiego…
Z tej perspektywy Bronisław Komorowski jest politykiem lepszym. On nawet głosował przeciw (jako jedyny polityk PO) przeciw rozwiązaniu WSI. I jest wysoce prawdopodobne, że w innych ważnych z punktu widzenia salonu sprawach, zachowa się podobnie, nie sprawiając problemów, gdy nie będzie to potrzebne. Widać zresztą, że na to salon liczy, i że ma świadomość, że na Komorowskiego, inaczej niż na Tuska, będzie mógł liczyć zawsze
A widać to choćby po stosunku do obu kandydatur (Komorowskiego i niedoszłej Tuska). Gdy startować miał Tusk media, salon i maintreamowi komentatorzy pragnęli wejścia nowego, niezależnego kandydata, którym miał zostać Andrzej Olechowski. Gdy jednak Tuska zastąpił Komorowski, nagle okazało się, że niezależny kandydat nie jest potrzebny…
O tym wszystkim Tusk niewątpliwie pamięta. I ma świadomość, że z jego punktu widzenia lepiej, żeby Komorowski nie otrzymywał za dużo władzy. Tym bardziej, że – jeśli ją otrzyma – łatwo może zapragnąć uniezależnienia się (szczególnie w sprawach ważnych dla części jego zaplecza). A wtedy nagle okaże się, że zdaniem w Polsce mamy system mieszany, w którym premier nie ma prawa ograniczać prezydenta… A mówić to będzie choćby Janina Paradowska, czy inni usłużni układowi publicyści. Tusk nie jest głupcem i wie, że dla nich jest tylko kandydatem drugiego wyboru. A lepszy od niego, bo bardziej usłużny (czemu dał już dowód głosując przeciw rozwiązaniu WSI) jest właśnie Komorowski.
Inne tematy w dziale Polityka