Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
214
BLOG

Dziękuję, Księże Prałacie!

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Dzisiaj obchodziłby osiemdziesiąte urodziny. Zapewne w jego mieszkaniu na plebanii przy ulicy Chłodnej przewalałby się tłum gości. Wykładowcy akademiccy mijaliby się z nauczycielami i z kombatantami, którzy czuli, że na Chłodnej są zawsze (niezależnie od tego, jak traktowali ich inni) mile widzianymi gośćmi. A ks. Tadeusz Uszyński opowiadałby wszystkich o swoich najnowszych pomysłach, zapalał innych do pracy i utyskiwał nad tym, że za mało kochamy Polskę i Kościół.

Tak już jednak nie będzie. Ksiądz prałat nie żyje od dobrych kilku lat. Jego następca skutecznie wycina wszelkie wspomnienia o nim, i w imię nowoczesności, niszczy to, co zostawił jego poprzednik. Ale nie o tym ma być ten wpis. O wiele istotniejsze od tego, co nie udaje się jego następcy jest bowiem to, co udało się ks. Uszyńskiemu. A jest tego niemało. Pielgrzymki akademickie, duszpasterstwo przy kościele św. Anny (gdzie przez wiele lat był rektorem), środowisko studenckie, zaangażowanie kombatanckie. To wszystko są fakty.

Dla mnie ksiądz pozostanie przede wszystkim tym, kto uczył mnie wiary. Poznałem go (dużo powiedziane, po prostu uczył mnie katechezy), gdy byłem w szóstej klasie. Jego poprzednik umarł, a on zastąpił go. Nie wiedziałem wówczas (i długo potem także nie), że ma za sobą przeszłość duszpasterza akademickiego w kościele św. Anny, że zorganizował warszawską pielgrzymkę akademicką, że studenci i pracownicy naukowi mówią do niego „wuju”. Wiedziałem za to, że ma dla uczniów cukierki, i niezłe pomysły. Wiedziałem, że można, jeśli dobrze odpowie się na pytania z religii dostać skittlesy (ale to był wtedy w latach 80. hit, czasem to żal mi moich dzieci, że te smaki mają na co dzień), a nawet czekoladę tablerone.

Potem, dzięki przyjacielowi, zacząłem angażować się w życie parafii. Nie doceniałem wówczas ks. Tadeusza, wydawało mi się, że za bardzo wspiera kombatantów, a za mało czasu ma dla nas, młodych. Dopiero wiele lat później dostrzegłem, że choć nie zawsze był z nami ciałem, to zawsze był duchem. Ot podesłał książkę, zadał pytanie w biegu, złośliwie, ale ciepło skomentował nasze opinie (to też za dużo powiedziane). Pamiętam te rozmówki świetnie, podobnie jak pamiętam, jak gonił mnie przez kościół po tym, jak oznajmiłem w czasie ogłoszeń  parafialnych, że kler nie gryzie. Gdyby nie Jacek, który wyprowadził mnie tylnym wyjściem (miał klucze), to by było nieźle. I tak nas jakoś chował na tyle skutecznie, że wybił nam z głowy antykatolickie przesądy, doprowadził kolegę do dominikanów, a koleżankę do karmelu, i jeszcze kilka dobrych małżeństw wyszło spod jego ręki.

Ale to wszystko zobaczyłem dopiero po jego śmierci. Za życia, jak to młody człowiek, nie miałem czasu, żeby choćby odwiedzić księdza Uszyńskiego. Miałem wyrzuty sumienia, że w kilku sprawach zawaliłem, a do tego zdawało mi się, że niewiele wie o nowoczesnym życiu. Jak bardzo się myliłem zaczęło do mnie docierać dopiero niedawno. I całkiem niedawno uświadomiłem sobie, ile zawdzięczam temu całkiem zwykłemu człowiekowi, który nie wahał się dążyć do świętości.

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości