Debata nad obecnością krzyża w LO nr XIV we Wrocławiu zakończyła się sromotną klęską liderów antykrzyżowej krucjaty (a byłoby dla nich jeszcze gorzej, gdyby nie obecność profesora Jana Hartmana). A najlepszym dowodem na to jest materiał "Gazety Wyborczej", która oznajmia, że "zamiast merytorycznej debaty" na sali odbył się "show i pyskówka".
Nie jestem obiektywny, bo w debacie tej brałem udział, ale w moim odczuciu debata była jak najbardziej rzeczowa. Zaczęła się od krótkiego wprowadzenia doktor Izabella Biśta z Uniwersytetu Wrocławskiego, która analizując dokumenty prawne, pokazała, że postulaty grupki (maleńkiej, bo każdy kto był w szkole wie, że większość uczniów uznaje, że problem czterech krzyży w wielkiej, kilkubudynkowej placówce był tylko okazją dla "lansu" dla kilku prowodyrów sprawy, a nie realnym problemem) są bezpodstawne, bowiem w Polsce nie obowiązuje francuski model, antychrześcijańskiego laicyzmu, a przyjazny rozdział. Dalej było zaś ta Nie zabrakło w niej żartów, zgryźliwości czy wyjaśnienia znaczenia słów (publicysta "Krytyki Politycznej" i dawny działacz SDPL nie rozumiał na przykład, czym różni się pytanie od personalnego ataku na księdza, a drugi z ekspertów strony antykrzyżowej wykazał się totalną niewiedzą na temat liturgii katolickiej i przekonywał, że wygląd klasy z nauczycielem stojącym na przeciw uczniów za własnym stołem bierze się z wyglądu Kościoła i miejsca w nim księdza), ale poza tym obie strony przestawiały dość spokojnie i bez agresji swoje argumenty. Streszczać ich nie będę, bo jako osoba zaangażowana nie jestem obiektywny. Jeśli ktoś chce to może zobaczyć debatę na blogu popisa (chwała mu za to!)
I dlatego nie będę oceniał jakości argumentów drugiej strony (gdyby mnie przekonały, to bez wątpienia bym o tym napisał). Napiszę natomiast słów kilka o moich odczuciach, odnoszących się do tego, jaki był powód przegranej strony antykrzyżowej. Otóż zabrakło jej zupełnie samokrytyki, dystansu i minimum poczucia humoru. Grupka inicjatorów petycji z absolutną powagą traktowała list Józefa Piniora, który nazwał ich "bohaterami walki o ideę wolności obywatelskiej", z jawną wrogością odnosiła się do jakichkolwiek prób uświadomienia im, że mają luki w wiedzy, i z dumą podkreślali, że w odróżnieniu od katolików oni czytają Schopehauera (z żalem trzeba natomiast powiedzieć - tu, bo na sali nie było powodu - że mylił im się Arystoteles z Platonem). Z każdą chwilą zaś dyskusji coraz bardziej zaciskały im się zęby (najbardziej zdenerwowany był, jak się zdaje, Michał Syska z "Krytyki Politycznej").
Ten brak najlepiej widać było na końcu, gdy dla rozlużnienia atmosfery ks. Wojciech Zięba wręczył wszystkim uczestnikom debaty książkę J. H. H. Weilera (ortodoksyjnego Żyda) "Chrześcijańska Europa", a młodzieży także pięknego, wielkiego, różowego, pluszowego misia i dwa pistolety. Trzeba było zobaczyć twarze młodych przeciwników krzyża. Oni to potraktowali jako atak na ich godność, jako odmówienie im dorosłości, i jako traktowanie ich nie jako "bohaterów", a zwyczajnych młodych ludzi, którzy zrobili drakę na pół Polski, ale którym do "bohaterstwa" jest jeszcze daleko. I oczywiście prezentów, jak to smutasy, nie przyjęli. O tym, jak bardzo byli zbulwersowani najlepiej świadczy fakt, że gdy ostąpiliśmy im (w imie tolerancji, dialogu i otwartości na ich argumenty) naszą minutę czasu, by mogli się jakoś odnieść, nie byli w stanie nic już powiedzieć!
A odpowiadając Chevalierowi na jego propozycję prezentów dla mnie od lewicy laickiej, to zapewniam, że przyjąłbym je z wielką radością. Mechaniczny templariusz może być. Postawiłbym go sobie na półce i cieszył się, że ktoś o mnie ciepło myśli, także na lewicy. Problem polega tylko na tym, że "niezwykle dowcipna" lewica laicka" (jak bardzo to najlepiej pokazał ostatnio prof. Wojciech Sadurski "żartobliwie" porównując swojego adwersarza do "prostytutek" i zapewniając, że on w odróżnieniu od Łukasza Warzechy - to dopiero ma poczucie humoru) nie wpadła dotąd na ten pomysł. A szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak jest, trudno nie pomyśleć, że wynika to ze smutasostwa lewicowców. Oni są tak bardzo przekonani o potrzebie walki z ciemnogrodem, katolicyzmem, krzyżami itd., że nie starcza im czasu na uśmiech i potraktowanie swoich adwersarzy, jak ludzi. Ale czekam z utęsknieniem na moment, gdy jakiś dowcipnyu lewicowiec laicki obdaruje mnie mechanicznym templariuszem. Zapewniam, że zrewanżuje mu się czymś równie zabawnym.
http://wyborcza.pl/1,75248,7373499,Krzyze__misie_i_pistolety.html
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,7373397,Miala_byc_debata_o_krzyzach_w_szkole__wyszlo_show.html
http://popis.salon24.pl/144707,licealisci-z-wroclawia-relacja-gw
http://satyra.republikanska.salon24.pl/144762,prezenty-na-rozluznienie-atmosfery
Inne tematy w dziale Polityka