Krótko, celnie i na temat napisali biskup Kazimierz Górny i o. Andrzej Rębacz do parlamentarzystów na temat in vitro. Ich list w dosłownie kilku zdaniach (tak żeby mógł zrozumieć go nawet najbardziej ograniczony poseł, który nigdy nie przebrnąłby przez "Dignitatis Personae". ) nie tylko wyjaśnia, dlaczego procedura ta jest niemoralna i powinna być zakazana przez prawo, ale również (choć nie bezpośrednio) wskazuje, które ze zgłoszonych projektów mogą być zaakceptowane przez posła-katolika.
Żeby to dostrzec wystarczy wczytać się w punkt pierwszy tego listu. Jego autorzy wskazują, że procedura jest niemoralna, bowiem:
- każde dziecko jest osobą od momentu poczęcia, dlatego nie może być przedmiotem, który można kupić.
To proste zdanie wyklucza z możliwości akceptacji tej metody w zasadzie wszystkie projekty poza projektem obywatelskim Inicjatywy Contra In Vitro i posła Bolesława Piechy.
- poczęcie dziecka metodą in vitro powoduje śmierć jego braci i sióstr w stanie embrionalnym
Ten punkt spełniają trzy projekty: obywatelski Contra in vitro, posła Piechy i posła Gowina.
- każde dziecko ma prawo począć się z aktu miłosnego rodziców.
I znowu na placu boju pozostają tylko dwa projekty: Piechy i Inicjatywy Contra In Vitro.
- każde dziecko ma prawo do tego, by jego rodzice byli rodzicami biologicznymi.
W tym punkcie weryfikację przechodzą trzy projekty: Piechy, Gowina i Inicjatywy.
Co to oznacza dla posłów, deklarujących swój katolicyzm? Otóż ni mniej ni więcej, tylko że powinni poprzeć jeden z dwóch projektów posła Piechy, albo inicjatywy obywatelskiej Contra in vitro.Inne projekty są bowiem zwyczajnie niemoralne (to dotyczy projektu posła Gowina) i - w mniejszym lub większym stopniu - nieludzkie. Ich autorzy akceptują bowiem śmierć lub zamrożenie jednych dzieci, by inne mogły się narodzić. Dzisiejsze głosowanie nad odrzuceniem projektu inicjatywy obywatelskiej będzie więc ważnym sprawdzianem szczerości wyznaniowych deklaracji polskich polityków. I warto uważnie czytać listy głosowań. I sprawdzać, dla kogo jego katolicyzm jest tylko elementem politycznego PR, a dla kogo autentycznym elementem tożsamości, o którą trzeba walczyć.
Konieczność świadectwa, wbrew sugestiom części publicystów czy polityków, nie oznacza przy tym braku akceptacji reguł demokratycznych. Jeśli okaże się, że w polskim parlamencie ortodoksyjni i wierzący katolicy stanowią mniejszość (a to można sprawdzić dopiero po głosowaniu nad dwoma projektami), możliwe stanie się wspieranie innych projektów (a w zasadzie projektu, bo chodzi o projekt posła Gowina), które będą stanowiły "mniejsze zło". Głosowanie za tym projektem staje się jednak moralnie dopuszczalne, dopiero po daniu świadectwa prawdzie.
Dla wielu polityków nadszedł więc czas sprawdzianu... I życzę sobie i innym, by zdała go większość wystarczająca do zakończenia trwającego w Polsce bezprawia in vitro, które - jak przypominają biskupi - powoduje śmierć ludzi w stanie embrionalnym.
Inne tematy w dziale Polityka