Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
91
BLOG

Międzyreligijne pitu pitu

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 58

Asyż w Krakowie - to kolejna z cyklu wielkich, kosztownych, i nikomu niepotrzebnych (poza organizatorami) imprez międzyreligijnych. Spotykają się na nich specjaliści od dialogu (a niekiedy ma to dla ich tożsamości większe znaczenie niż religia, jaką wyznają), którzy godzinami przekonują siebie, jak ważne jest to, co robią, i jak fundamentalne znaczenie dla pokoju (tolerancji, życia, sprawiedliwości - niepotrzebne skreślić) ma ich spotkanie. A przy okazji ogrzewają się w świetle kamer i spotykają w swoim gronie.

I wcale nie chodzi to,  że mam coś przeciwko takim spotkaniom. Nie mam. Ale mają one sens, gdy są rzeczywiście dialogiem, gdy podejmuje się na nich kwestie ważne dla wyznawców różnych religii, także wtedy gdy są one trudne. A w Krakowie (i gdzie indziej także) zwyczajnie się tego nie robi. Z muzułmanami nie rozmawia się o tym, że ich współbracia w wierze mordują i prześladują chrześcijan (w Arabii Saudyjskiej, Sudanie, Egipcie itd.), a ich religia wciąż karze (i na nic zdają się zapewnienia islamskich dialogistów, że tak nie jest, bo są ofiary) konwersję na chrześcijaństwo śmiercią. Nie zadaje się także pytania o to, czy i kiedy w Arabii Saudyjskiej (której król jest jednym z liderów dialogu międzyreligijnego) wydana zostanie zgoda na budowę kościoła, i kiedy przestanie się karać więzieniem za noszenie krzyżyka czy wspólne czytanie Pisma Świętego. Takie pytania nie padają. Zamiast tego chrześcijanie biją się w piersi za nieodpowiednie traktowanie muzułmanów w Europie...

Podczas rozmów z protestantami, Żydami czy buddystami opowiada się o wspólnej walce o życie..., oczywiście skazanych na karę śmierci (co w Europie nie jest problemem). Ale milczy się o tym, że tak współczesne wyznania żydowskie (w zasadzie wszystkie - poza ultraortodoksami) i zdecydowana większość wyznań protestanckich (poza ewangelikałami i zielonoświątkowcami) nie tylko opowiada się za zabijaniem nienarodzonych, ale aktywnie uczestniczy w promowaniu aborcji, jako prawa kobiety. A wszystko po to, by nie psuć atmosfery i by nie postawić mocnego pytania, czy rzeczywiście wyznawcy różnych religii są po tej samej stronie w starciu cywilizacji życia z antykulturą śmierci.

Podobna "dyskrecja" otacza również kwestie doktrynalne. Czy gdy buddysta mówi, że modli się do Prawdy, a chrześcijanin, że do Boga - to czy rzeczywiście modlą się do tej samej Rzeczywistości? Czy przyzywanie przez hinduistów i buddystów za pomocą stosownych mantr czy wezwań sił duchowych, nie jest wchodzeniem w przestrzeń demoniczną (a Ojcowie Kościoła, jak się zdaje, mieli taki właśnie stosunek do kultu bogów greckich i rzymskich), która może być bardzo niebezpieczne dla życia duchowego? A do kogo modli się szintoista, akceptujący istnienie wielu bóstw? Czy Allah to rzeczywiście ten sam Bóg (choć inaczej ujmowany), w którego wierzą chrześcijanie? Czy modlitwa chrześcijanina i mantrowanie buddysty - to czynność analogiczna? Jeśli te - fundamentalne dla religii - pytania pomija się, żeby były miło, to trudno mówić nie tylko o dialogu, ale nawet o zwyczajnym spotkaniu i rozmowie.

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (58)

Inne tematy w dziale Polityka