Dziś rano, gdy odprowadziłem córkę do szkoły, dostałem sympatycznego sms-a z informacją, że dziś w "GW" znaleźć można laurkę na moją cześć (na stronie 4). I rzeczywiście można. Knysz. i w. (a zapewne także Agnieszka Kublik, która ze mną próbowała wczoraj rozmawiać) donoszą uprzejmie, że "Pogromca Wielkiego Kondoma" chce do TVP". A dalej wynoszą pod niebiosa moją publicystykę przekonując czytelników "GW", że opiera się ona na dwóch filarach: obronie życia i obronie prawdy (autorki z "GW" rozbijają to na trzy części pisząc o "postulacie lustracji polskiego Kościoła (i pochwale lustracji w ogóle)", "walce z aborcją" i "tropieniu nieprawości Gazety Wyborczej").
Cóż trudno się nie zgodzić, że rzeczywiście obrona życia i postulat odważnego stanięcia w prawdzie o własnej przeszłości są dla mnie istotne. I niestety trudno też nie zauważyć, że dla "GW" nie mają one znaczenia. Dla dziennikarzy i publicystów tego periodyku liczy się tylko efekt: postraszenie swoich wyznawców katotalibami, którzy opanowują kolejne miejsca i niszczą wolność, demokrację, a także odbierają biednym kobietom prawo do rozrywania na strzępy własnych dzieci.
Gdyby było inaczej - dziennikarze sprawdziliby własne informacje i nie wypisywaliby bzdur o własnym programie (bo o "własnym" nic nie wiem) w TVP 2 czy - tym bardziej - o posadzie szefa publicystyki telewizyjnej Dwójki. Nie wypisywaliby, ponieważ zamiast krzyczeć na mnie przez telefon ("Czy to prawda Panie Terlikowski, że idzie Pan do Telewizji Farfała" - histerycznie pytała Agnieszka Kublik) zadaliby mi pytanie, odnoszące się do mojej przyszłości. I wtedy dowiedzieliby się, że właśnie wczoraj zostałem szefem zarządu wydawnictwa Fronda i w związku z tym nie zamierzam być szefem publicystyki w TVP (o czym zresztą nikt z telewizji ze mną nie rozmawiał).
Tyle, że gdyby ze mną porozmawiano, albo zdecydowano się sprawdzić źródła swoich informacji (swoją drogą podziwiam "gazetowyborcze" lizusostwo pracowników telewizji, którzy na podstawie jednorazowej wizyty w gmachu na Woronicza, piszą donosy do redakcji z Czerskiej), nie możnaby straszyć czytelników i budować wizji świata, w której każdy kto nie zgadza się z Michnikiem i jego akolitami jest już zagrożeniem dla demokracji lub przynajmniej świrem.
I na koniec trudno mi nie wyrazić radości z poświęcenia mi całego artykułu w "GW". Pokazuje to bowiem, że redaktorzy z Czerskiej uznają mnie za zagrożenie, a to można uznać za powód do dumy (podobnie zresztą jak znalezienie się na liście Michnika). Tak więc dziękuje panie Knysz i W., a także Agnieszko Kublik! Tak trzymajcie!
Inne tematy w dziale Polityka