Kampania przeciw Homofobii postanowiła zwalczać niechęć do homoseksualistów już w przedszkolach. I dlatego już jesienią zamierza - jak donosi "Dziennik" - wprowadzić do księgarni (swoją drogą ciekawe, ile księgarni z literaturą dla dzieci zdecyduje się na tyle narazić normalnym rodzicom, by na ladzie położyć te popłuczyny gejowskiej propagandy dla najmłodszych) bajkę o "pingwinach-gejach".
Jedna książeczka to jednak zdecydowanie za mało. I dlatego rodzice-homofile, którzy nie chcą być oskarżeni o homofobię, powinni już teraz zabrać się do gromadzenie podręcznej, domowej biblioteczki, z której ich dzieci będą mogły uczyć się "tolerancji" i "otwartości" na odmienne modele życia. Nie wątpie, że - jeśli takich rodziców będzie odpowiednio dużo - to już niebawem jedna z gazet zdecyduje się na dodowanie takiego "niezbędnika homofila" do nakładu.
Co jednak powinno się w nim znaleźć? Ja nie mam wątpliwości, że opowieść o modliszkach, które zjadają swoich partnerów, żukach toczących kulki z (no mniejsza z tym z czego) i oczywiście powstawaniu mułów i osłomułów (tak by oswoić dzieci ze związkami międzygatunkowymi). Tyle na początek. A trochę starsze dzieci koniecznie trzeba zaopatrzyć w wydaną właśnie przez wydawnictwo Jacka Santorskiego (obecnie nazywające się Wydawnictwem Czarna Owca) książkę "Radość seksu gejowskiego" (po pobieżnym zapoznaniu się z obrazkami mam wątpliwości, czy komuś zupełnie normalnemu - jeśli nie jest lekarzem gastrologiem - może sprawiać radość wkładanie komuś innemu ręki w gumowej rękawiczce po łokieć w odbyt).
Z niej młody człowiek może bowiem dowiedzieć się, jak to super być "aktywem" i "pasywem", jak przyjemnie spędzić czas z partnerem, jakie narkotyki wzmocnią ich rozkosz (ale też zaszkodzą) a także, jak oszukać rodziców i znaleźć sobie odpowiednio szybko partnera. Autorzy niekiedy próbują być nawet poetami. I tak oto opisują jeden z dość skądinąnd mało radosnych technik. "Usta niektórych podróżują tylko od dżugli pach do subtropikalnych kul jąder, jednak w dzisiejszych czasach podróż dookoła świaa nie może odbyć się bez przystanku w lesie tropikalnym, wiecznie wilgotnym, pełnym splątanej roślinności i niezwykłych woni. Chodzi oczywiście o dupę i jej okolicę" - zachwalają Charles Silvestein i Felice Picano.
Tego typu opisów ze szczegółowymi informacjami technicznymi (ale i wulgarnymi słowami) jest w tej książce więcej (nie będę ich cytować, bo normalnemu facetowi od samego czytania tego chce się wymiotować, więc za dużo tego nie wytrzymałem). Ale nie mam wątpliwości, że prawdziwie postępowi rodzice, homofile autentyczni, a nie tylko obawiający się łatki homofoba już teraz popędzą do księgarni, by swoim siedmio, ośmio, najwyżej dziewięcioletnim dzieciom kupić stosowną książeczkę, która o wiele lepiej niż bajeczki o pingwinkach wprowadzi je w "radość seksu gejowskiego". A normalni zwykli ludzie, którzy chcą dla swoich dzieci nie tyle "tolerancji i otwartości", ile szczęśliwego dzieciństwa i normalnej dorosłości - zwyczajnie z obrzydzeniem odrzucą i jedną i drugą.
I zatroszczą się o to, by nie tylko w przedszkolach (panowie posłowie czekamy na ustawę podobną do tej, jaka funkcjonuje na Litwie), ale i księgarniach, w których mogą bywać dzieci tego typu publikacji nie było. Ich miejsce jest bowiem w seks-shopach (i tam niech zaopatrują się w nie homofilni rodzice), a nie sklepach dla normalnych, których wciąż jeszcze w Polsce jest większość (i to nawet, choć trudno w to uwierzyć w SLD, czego najlepszym dowodem jest odpowiedź Napieralskiego na pytanie, czy kupi książkę o pingwinkach swoim dzieciom).
Inne tematy w dziale Polityka