Palikot złożył doniesienie na ojca Rydzyka, politycy PiS popsioczyli na Hannę Gronkiewicz-Waltz, choć sami niedawno wzywali do budowy silnego państwa, a komentatorzy polityczni zajmują się Andrzejem Olechowskim i Donaldem Tuskiem. I zapewne ja też bardzo bym się tymi sprawami interesował, może nawet napisałbym jakiś pełen wielkich słów tekst, gdyby nie to, że jestem z żoną i dziećmi (właśnie poszły spać) na wakacjach. I z perspektywy Warmii (a konkretniej ośrodka Caritas w Rybakach) uświadamiam sobie, jak mało ważne są wszystkie te medialno-polityczne awantury. Bo prawdziwe życie jest gdzie indziej.
Dzisiaj miałem niewątpliwą przyjemność spotkać się z dziećmi i młodzieżą z polskich szkół na Wileńszczyźnie i porozmawiać z ich nauczycielkami, a także organizatorami kolonii. Kilka kobiet pracujących w polskich szkołach, zapalony katecheta z Olszytyna pewnie nie trafią nigdy na pierwsze strony gazet. Ale to ich praca sprawia, że dzieci i młodzież z Wileńszczyzny poznają Polskę, że mogą przekonać się, że bycie Polakiem jest fajne, że można być z tego dumnym, i że nie warto z tego rezygnować (nawet, gdy jak na Litwie, przynosi to całkiem wymierne korzyści). A my Polacy z tej strony granicy (no dobra piszę o sobie) możemy posłuchać (szczerze mówiąc choćby dlatego warto było się z tymi ludźmi spotkać) przepięknej wileńskiej wersji polszczyzny, która aż ściska za serce.
Ale nie o języku miała być ta notka, a o ludziach (świeckich i duchownych), o których zapewne "warszawka" się nie dowie, a media ich nie dostrzegą. O ludziach, którzy w Rybakach (pozdrowienia dla szefa ośrodka ks. Mariana Midury), Kurkach, Olsztynie, na Wileńszczyźnie (a pod te nazwy można podstawić setki innych) robią coś dla innych, organizują kolonie, wychowują dzieci, wyrywają chłopców z alkoholiczych domów i pokazują im, że można żyć inaczej. Ludziach, którzy - choć z perspektywy Warszawy wydaje sie, że Judymów już nie ma - cierpliwie budują przyszłość naszego narodu, społeczeństwa i państwa. Cierpliwie zajmują się tym, na co pochłonięci medialno-partyjnym chocholim tańcem politycy (i dziennikarze także) nie mają już czasu.
Oni (rodzaj męski nie wynika tu z określenia płci, bo cichymi bohaterkami są częściej kobiety) są tymi sprawiedliwymi, dzięki którym wciąż można mieć nadzieję, że Polska i polskość przetrwa, że odrodzi się ojcostwo, a męskość przestanie kojarzyć się z nieobecnością lub zapachem przetrawionego alkoholu. I choć nie będzie ich w podręcznikach historii - to dla życia konkretnych osób ich obecność, działania, decyzje będą miały o niebo większe znaczenie, niż fucha dla Jerzego Buzka, premierostwo Donalda Tuska czy prezydentura Lecha Kaczyńskiego (ale to samo można powiedzieć o tekstach, wystąpieniach dziennikarzy, także moich). I nie mam jakoś wątpliwości, że po drugiej stronie będzie to odpowiednio zważone, i "wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi" (Mk 10, 31).
PS. Wstawiam tę notkę w kategorii polityka, bowiem cierpliwe budowanie państwa przez tych Bożych (nawet jeśli czasem niewierzących) zapaleńców ma o wiele więcej wspólnego z budowaniem państwa, niż wyczyny polityków.
Inne tematy w dziale Polityka