4 czerwca - wbrew temu, co uważa ks. Artur Stopka - nie da się uduchowić. Bo, choć rzeczywiście przed dwudziestu laty Polacy odrzucili komunizm, to jednocześnie dokładnie w tym samym czasie, polityczne elity Okrągłego Stołu, wprowadziły im postkomunizm tylnymi drzwiami. Słowem 4 czerwca jest tyleż rocznicą obwieszczenia, że Polacy nie chcą komunizmu, nie chcą dyktatury i zniewolenia, ile rocznicą wielkiego oszustwa, jakiego dopuściła się strona okrągłostołowa zmieniając reguły wyborcze w trakcie wyborów, tylko po to, by do parlamentu weszło choć trochę więcej czerwonych, których Polacy jednoznacznie odrzucili.
A dalej poszło już z górki. Pierwszym prezydentem RP został wieloletni dyktator, człowiek, który miał krew na rękach (i to podczas całej swojej kariery), całe swoje dorosłe życie służył wyłącznie Moskwie i karnie wykonywał jej polecenia, i do przyznania Polsce niezależności i rozmów z opozycją zmuszony został przez Gorbaczowa. Wicepremierem rządu został zaś gorliwy esbek, za którego rządów zabijano duchownych i działaczy opozycji, a na koniec (już po 4 czerwca) zdekompletowano dowody komunistycznych zbrodni.
Tej dwuznaczności 4 czerwca (z jednej strony wielkiej demonastracji pragnienia wolności i niepodległości przez społeczeństwo, z drugiej "zdrada elit" i budowanie postkomunizmu) nie da się z tej daty usunąć. I już choćby dlatego musi ona rodzić spory, polityczne konflikty i debaty. Włączenie się w obchody Kościoła nic nie zmieni, bowiem faktów odnoszących się do 4 czerwca to nie zmieni, i nie zakończy dotyczących owych faktów dyskusji. Kościół zaś firmując tego rodzaju święta tylko uwiarygadniałby jedną ze stron politycznego sporu. Stronę zresztą, która w znaczącym stopniu przyczyniła się do zbudowania Rywinlandii, raju dla postkomunistów.
Kościół ma zresztą o wiele ważniejsze rzeczy do świętowania w czerwcu roku 2009. Tym czymś jest realny początek doświadczenia wolności, jakim była pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. To wtedy zaczęła się wielka rewolucja ducha, która dała nam wolności, którą 4 czerwca (a dokładniej dwa dni później) zdecydowanie ograniczono i zafałszowano. I dobrze by było, by ludzie Kościoła (nie ważne, czy nazywają się katolikami czy są nazywani - swoją drogą ciekawe, że ks.Stopka nie zauważył, że nazwę katole wymyślił Jacek Żakowski, by zdyskredytować odważnych i ortodoksyjnych katolików) zajęli się przypominaniem zasług dla wolnej Polski Jana Pawła II, kard. Stefana Wyszyńskiego, a nie wysławianiem Wojciecha Jaruzelskiego, Aleksandra Kwaśniewskiego czy Czesława Kiszczaka. Lata III RP wyraźnie pokazały, że apoteoza 4 czerwca i umów Okrągłego Stołu prowadzi nas nie w kierunku prawdy i dobra, ale ku obronie komunistycznych wykonawców woli Moskwy.
Inne tematy w dziale Polityka