Jedna ze stacji telewizyjnych zadała mi dziś pytanie o najważniejsze wydarzenie przyszłego tygodnia. Szukałem go na gwałt w wirtualnym świecie polityki, ale nic ważnego nie znalazłem. Ot zwyczajowe pohukiwania na siebie dwóch głównych partii, Wałęsa opowiadający coś o tym, że będzie nawracał Ganleya na Traktat, który wprawdzie jest do bani, ale wiara (sola fide, której brak oznacza wykluczenie ze świata ludzi rozumnych i Europejczyków) w niego gwarantuje nam sukces gospodarczy i cywilizacyjny.
Na dokładkę przygotowania do rocznicy 4 czerwca, która z wolnością i demokracją ma niewiele wspólnego (dość powiedzieć, że w trakcie owych słynnych wyborów zmieniono zasady głosowania, tak by do Sejmu weszli jacyś komuniści, a prezydentem i wicepremierem zostali komunistyczni oprawcy, odpowiedzialni politycznie i moralnie za śmierć górników z kopalni Wujek czy ks. Jerzego Popiełuszki), i związane z nimi kłótni. Słowem polityczny standard, który nie wart jest zawracania sobie nim głowy.
Ale na szczęście akurat ten tydzień przynosi dwa wydarzenia rzeczywiście ważne dla każdego. Pierwszym z nim jest dzień matki, czyli dzień osoby, która dała nam życie, wychowanie, miłość i opiekę. Bez kobiet, bez matek nie byłoby nas, nie byłoby polskości, nie byłoby polskiego katolicyzmu, a i każdy z nas byłby nieco inny. I dlatego trzeba pamiętać o tym szczególnym dniu, w którym za wszystkie ich wysiłki możemy podziękować. Podziękować pamięcią i świadomością, że od wszystkich naszych sukcesów o wiele istotniejsze są dzieci, którym dajemy życie i wychowanie. Obowiązkiem zaś dzieci jest wdzięczność, pamięć i cześć. A także przekazanie tego, co otrzymały dalej!
Ten dzień to jednak również czas, by pamiętać o tych niezwykłych kobietach, które zdecydowały się na więcej niż jedno czy dwoje dzieci, które dla swojego potomstwa zdecydowały się na pracę w domu z nimi, i na poświęcenie im całego swojego czasu. To dzięki nim, dzięki ich zaangażowaniu pozostaje jakaś nadzieja na przyszłość naszej Rzeczpospolitej, która będzie taka jak jej młodzieży (o ile ta ostatnia w ogóle będzie) chowanie. Tego wychowania nie zagwarantuje nam ani prezydent, ani premier, ani minister, ani nawet szkoła. Ono zależy od matki i ojca, czyli od zaangażowania konkretnych osób. I te osoby trzeba docenić.
I właśnie z tym związane jest drugie wydarzenie, czyli Marsz dla Życie i Rodziny, który odbędzie się w przyszłą niedzielę w Warszawie. Jego cel jest oczywisty pokazać, że rodzina jest najlepszym miejscem dla rozwoju człowieka, że bez niej nas nie ma, że bycie publicystą, pisarzem, rolnikiem, showmanem, redaktorem, inżynierem itd. itp. jest wtórne wobec bycia mężem, ojcem, matką i żoną, a także synem i córką. To w tej niewielkiej wspólnocie dzieje się to, co najważniejsze, bo tam stajemy się człowiekiem, tam uczymy się moralności, języka, kultury i współpracy. Rodzina, jako trwała wspólnota kobiety i mężczyzny, powołana do zrodzenia i wychowania potomstwa (licznego!!!), pozostaje ostatnią nadzieją cywilizacji zachodniej, ale i Polski. Na polityków można już nie liczyć, a Unia Europejska zajmuje się raczej niszczeniem, niż budowaniem fundamentów. I dlatego jeśli chcemy mieć jakąś przyszłość, to musimy ją budować sami. W rodzinie i z innymi rodzinami. Bo do rodziny należy przyszłość!
A zatem do zobaczenia na Marszu. Będę na pewno (no chyba, że z żoną trafię na porodówkę)! Ale wtedy będziemy na Marszu duchem i zaangażowaniem na rzecz rodziny!
Inne tematy w dziale Polityka